Dowiedział się mianowicie, że Polacy to bardzo smutny naród, może nawet najsmutniejszy ze wszystkich, a na ponurych twarzach akurat mu zależało, ponieważ historia, którą chce w swym filmie opowiedzieć, pozbawiona jest happy endu. Będzie to opowieść o młodych kochankach, którym w paradę wchodzi bogacz ścigający narzeczoną.
Scenariusz „Statystów” napisał Jarosław Sokół, zasłużenie nagrodzony na ostatnim festiwalu w Gdyni. Film dostał zresztą jeszcze parę innych prestiżowych wyróżnień, co jest ogromnym sukcesem debiutującego reżysera Michała Kwiecińskiego, który dotychczas dał się poznać jako jeden z czołowych polskich producentów.
„Statyści” to film, jakich w Polsce mało: pogodna komedia obyczajowa ze szczęśliwym zakończeniem, która w dodatku nie dzieje się w sztucznym świecie (jak nasze tzw. komedie romantyczne), lecz w doskonale sportretowanej małomiasteczkowej rzeczywistości. Każdy ze statystów wnosi na ekran fragment własnego życia i już wkrótce nie wątpimy, że ich prawdziwe losy są ciekawsze od całej historii opowiadanej w chińskim filmie.
Na planie spotkali się m.in. wdowa, wielka dama żyjąca niezmiennie wspomnieniami swego męża podróżnika (Anna Romantowska), staroświecki fotograf, którego porzuciła żona (Krzysztof Kiersznowski), starszy pan chory na serce, którego rodzina nie chce wypuścić z domu (Stanisław Brudny). To trzy świetne role. Niestety, najgorzej wypadł główny wątek polski – czyli ponowne spotkanie byłych kochanków, tłumaczki z chińskiego (Kinga Preis) i lekkoducha (Bartosz Opania). Natomiast statyści nie zawodzą do ostatniej sceny, choć nie są już tak smutni, jak chciałby chiński reżyser, a nawet próbują wpłynąć na zakończenie jego filmu.
Jak z tego wynika, statyści potrafią nieraz zagrać główne role.