Korytarzem szedł, pogwizdując, Hansson. W końcu Wallander natrafił na zmięte opakowanie disprilu w dolnej szufladzie. Poszedł do kafeterii po szklankę wody i filiżankę kawy. Kilku młodych policjantów, od paru lat pracujących w komendzie, siedziało przy stoliku, głośno rozmawiając. Wallander skinął im głową na powitanie. Słyszał, jak wspominają Wyższą Szkołę Policyjną. Wrócił do pokoju i usiadł za biurkiem, utkwiwszy wzrok w szklance, w której z wolna rozpuszczały się tabletki.
Myślał o Anecie Fredman. Zastanawiał się, jak chłopiec, który po cichu bawił się w mieszkaniu w Rosengård, poradzi sobie w przyszłości. Jakby ukrył się tam przed światem. Ze wspomnieniem nieżyjącego ojca i dwójki nieżyjącego rodzeństwa.
Wallander opróżnił szklankę i odniósł wrażenie, że ból głowy natychmiast ustępuje. Przed nim na stole leżała teczka, na której Martinsson przylepił czerwoną karteczkę z napisem: „Pilne jak diabli”. Wallander wiedział, co zawiera. Rozmawiali o tym wydarzeniu telefonicznie pod koniec tygodnia. Miało miejsce w środę, tydzień wcześniej. Wallander był wtedy w Hässleholm na konferencji Głównego Zarządu Policji w sprawie nowych wytycznych w zakresie kontroli i nadzoru gangów motocyklowych. Próbował się wykręcić od tego wyjazdu, ale Liza Holgersson się uparła. Jej zdaniem, powinien jechać on, nikt inny. Jeden z gangów zakupił właśnie farmę w okolicach Ystad i należało być przygotowanym na ewentualne kłopoty w przyszłości.
Wallander westchnął i postanowił powrócić do codzienności. Przejrzał zawartość teczki i stwierdził, że Martinsson przedstawił jasny i zwięzły raport z wydarzeń. Odchylił się do tyłu na krześle i myślał o tym, co przeczytał.