Opowieść o dojrzewaniu, o totalnej nieakceptacji swojego ciała, ale też o nieprzystawaniu języka do rzeczywistości. Dominika, gimnazjalistka, ma dwa marzenia: żeby jej ciało zaczęło przypominać kość i żeby ktoś ją zechciał. To pragnienie akceptacji jest tak wielkie, że umawia się z poznanym w sieci pedofilem. Robi to, bo sądzi, że jej wartość jest wartością jej ciała na rynku erotycznym, tylko za pomocą seksu może podnieść swoją samoocenę, ale też seks jest jedynym rodzajem transakcji ze światem.
Ciekawie pokazany jest jej dom, matka z kolejnymi chłopakami, odcinanie dziewczyny od potencjalnych zagrożeń, kiedy ona sama rozpaczliwie szuka ich w sieci. Dymińska ma zmysł obserwacji: kiedy jej bohaterka dorasta i zaczyna kręcić się w środowisku literackim, szybko zauważa jałowość – każdy opowiada tylko o własnych dokonaniach. Bohaterka rozpaczliwie próbuje dopasować słowa, takie jak miłość, do rzeczywistości.
Jednak im dalej, tym więcej rzeczy, które uwierają. Jak to jest, że obok siebie są zdania i obrazy trafione, jak ten ochłap miłosny, i dość pretensjonalne poetyzmy? Bohaterka pisze wiersze i publikuje je w sieci, pod każdym pojawia się mnóstwo ciepłych komentarzy. To dlatego, że cokolwiek dziś tam opublikujemy, zawsze ktoś to polubi. Sieć wszystko zrównuje. „Mięso” z czasem zaczyna przypominać zbiór luźnych zapisków dziennikowych i lirycznych, z których nie wszystkie były warte zapisania. Jednocześnie jest w debiucie pisarskim Dymińskiej jakaś zbawcza bezczelność, która sprawia, że idziemy za nią, nawet ze złością, ale idziemy.
Dominika Dymińska, Mięso, Krytyka Polityczna, Warszawa 2012, s.