Książki

Fragment książki "Największe miłości świata"

  
Każdego wieczora, kiedy ptaszki już spały, prowadziliśmy z Felusiem długie rozmowy o naszym wspólnym życiu i o tym, co się w ciągu dnia wydarzyło. A ponieważ był bardzo inteligentnym pieskiem, zadawał mnóstwo pytań, na które musiałam odpowiadać. Poza tym w ogródku i na spacerach mieliśmy lekcje przyrody, w domu zajęcia kulinarne i teorię życia.

Jeździliśmy autem do znajomych. Chodziliśmy razem do sklepów. Parę razy udało mi się coś kupić bez kolejki, bo wchodziłam ze szczeniakiem na rękach, mówiąc zgodnie z prawdą, że jestem uprzywilejowana, bo z dzieckiem na ręku.

Feluś poznawał świat, był pełen miłości i ciekawości, kompletnie pozbawiony agresji. Wieczorem opowiadałam mu bajki na dobranoc, w których występował zły rycerz Dick (wróg z sąsiedztwa), na co Feluś powarkiwał, Królewna Rózia (ukochana wówczas suczka z działki) – wtedy Feluś merdał ogonkiem, no i oczywiście dzielny i szlachetny rycerz Felinek – Feluś dumnie poszczekiwał. Wszystko było po to, żeby sprawdzić psią pamięć i prawidłowość reakcji. Śpiewałam mu także kołysanki np.:

„Na Felusia z popielnika

iskiereczka mruga...”

Niektórzy znajomi pukali się w głowę, obserwując moje zajęcia pedagogiczne, ale olewałam to dokładnie, ponieważ piesek rozwijał się pięknie. Rósł jak na drożdżach, karmiony tym, co można było kupić bez kartek. Uwielbiał biały serek oraz warzywa i owoce z ogródka. Nauczył się wykopywać marchewkę, pojadał świeżą trawkę i popijał z apetytem wodą z beczki wkopanej pod pompą pełnej gnijących liści, robali i larw komarów.

Któregoś ciepłego dnia Feluś zapytał:

– Cemu nie jedziemy do ogjudka?

Reklama