Joanna Szczęsna i Anna Bikont napisały fascynującą książkę „Lawina i kamienie” o relacjach między polskimi pisarzami i komunizmem. Chcąc nie chcąc, autorki wpisują się swym dziełem w bardzo współczesne spory. Czy odsłanianie brudów przeszłości, jej ciemnych i wstydliwych stron jest zabiegiem rzeczywiście oczyszczającym? Czy taki remanent wzmacnia czy osłabia? Służy społeczeństwu dzisiaj czy wręcz odwrotnie – wpycha je w jakiś zbiorowy wstyd i poczucie winy?
Są to pytania, które dzisiejsze awantury polityczne wokół różnych list agentów i wokół historycznych win i zasług wywołują i pobudzają i na które odpowiedzi mają często wdzięk siekiery. Siekiery właśnie politycznej. Wyrąbuje się nią historyczne prawdy i historyczne wyroki, czyści się niby przeszłość po to, by przyszłość była jasna, moralna i piękna. Bo jeśli odtworzyć dzisiejszą mapę wojny domowej i jej frontów, to wszystkie one rysowane są wedle różnych wersji historii i w odniesieniu do sądów na temat ostatnich kilkunastu lat, dziejów PRL, a także dekad wcześniejszych. Z tych wersji wyprowadzane są wnioski na dzisiaj i na jutro.
Jeszcze zanim nastała nam Czwarta RP, która obecne wcześniej pokusy i zabiegi oczyszczania i wywabiania historii wyniosła do doktryny nadrzędnej i porządkującej, Anna Bikont i Joanna Szczęsna, dziennikarki „Gazety Wyborczej”, zaczęły pisać książkę o relacjach między polskimi pisarzami a komunizmem. Fragmenty tej książki drukowały w swojej gazecie, teraz ją właśnie wydały i dedykowały Adamowi Michnikowi, który tę książkę wymyślił. Chcąc nie chcąc (bo skąd choćby mogły wcześniej wiedzieć, że ich redakcja przy ulicy Czerskiej okaże się być siedliskiem KPP?