EDWIN BENDYK: – Zacznijmy od nazwy. Co znaczy panGenerator?
JAKUB KOŹNIEWSKI: – Nazwę można zinterpretować na dwa sposoby. Po pierwsze, jako męski kolektyw artystyczny. W istocie jednak chodziło nam o podkreślenie interdyscyplinarności naszego podejścia do tworzenia, w którym medium spajającym różne pola jest kod programistyczny. „Pan” – w tym przypadku oznacza wszechmedialność.
KRZYSZTOF GOLIŃSKI: – Większość naszych projektów nosi nazwy, które są słownymi grami ukrywającymi dodatkowe znaczenia.
Kiedy powstał pomysł na połączenie sił?
JK: Zaczęło się w 2010 r., a kluczowym momentem okazał się MediaLab, tygodniowy obóz Kultury 2.0 w Chrzelicach pod Opolem. Spotkało się tam kilkadziesiąt osób zainteresowanych sztuką, dizajnem, elektroniką, programowaniem, z naszej grupy nie było tylko Krzysztofa Cybulskiego.
KG: To był ważny moment, zobaczyliśmy, że nie jesteśmy sami, że są inni, z którymi można porozmawiać, nie tłumacząc długo na wstępie, co się robi, że podejście łączące sztukę, technikę, programowanie nie jest egzotycznym dziwactwem, tylko może być pełnoprawnym sposobem twórczej ekspresji. Tuż po MediaLabie, na lodach w Opolu zdecydowaliśmy, że będziemy działać razem.
Co robiliście wcześniej?
KG: Ja kończyłem Akademię Sztuk Pięknych.
JK: Ja psychologię, w warszawskiej SWPS działał wtedy kierunek SPIK – Społeczna Psychologia Internetu i Komunikacji.
KRZYSZTOF CYBULSKI: – A ja pływałem na statkach i grałem.
To był czas dynamicznego rozwoju cyfrowych mediów w Polsce. Nasza-klasa, gry komputerowe z szybko zyskującym popularność „Wiedźminem”. Nie kusiło was, żeby zająć się cyfrowym biznesem, a nie sztuką?