Okrągłe rocznice kompozytorów są pretekstem, by przypominać ich dzieła rzadziej wykonywane. Ostatnio w Warszawie na Festiwalu Krzysztofa Pendereckiego wykonano „Credo”, a na zakończenie Eufonii zabrzmiała „Jutrznia”; w Katowicach NOSPR pod batutą Marin Alsop przedstawiła semisceniczną wersję „Czarnej maski”, a w Łodzi odbyła się premiera „Raju utraconego” (spektakl powróci w marcu).
Ta druga w kolejności opera Pendereckiego z lat 70., oparta na libretcie Christophera Frya na motywach poematu Johna Miltona, stanowi przełom stylistyczny w jego twórczości: zwrot w kierunku neoromantyzmu (choć są i nawiązania do awangardowych dzieł). Polskimi siłami wystawiano ją tylko dwa razy; obecną premierę wyreżyserował Michał Znaniecki z dekoracjami Luigiego Scoglio i kostiumami Małgorzaty Słoniowskiej. Wizualnie jest to spektakl wręcz epatujący brzydotą; ma to uzasadnienie w scenach upadku oraz pokazywanych w finale Adamowi i Ewie przez archanioła Michała tragedii, jakie z ich winy mają spotkać świat i ludzi. Jednak także Raj, z którego pierwsi ludzie zostają wygnani, jest po prostu nieładny, z paroma wyjątkami: drzewami zwieszającymi się z góry oraz wyświetlanym zdjęciem labiryntu z parku Pendereckiego w Lusławicach.
Krzysztof Penderecki, Raj utracony, reż. Michał Znaniecki, Teatr Wielki w Łodzi