To nie jest łatwy tekst. Strindberg wykorzystuje topos zstąpienia Boga – tu córki boga Indry (Ewa Bukała) – na ziemski padół łez w celu poznania kondycji ludzkiej, którą to autor przedstawia jako ciąg zawiedzionych nadziei, niespełnionych ambicji i oczekiwań, rozczarowań i porażek. Konwencja, jaką w tej inscenizacji przyjął Sławomir Narloch, też raczej nie do wszystkich przemówi. To rodzaj teatru obrzędowego, z piosenkami do muzyki wykonywanej na dudach, lirze korbowej, szałamai, flecie, fidelu oraz, a jakże, pile. Z paleniem kadzidła i kościelnymi dzwonkami, w wykonaniu zespołu stylizowanego na trupę amatorską z zacięciem (i humorem) wystawiającą moralitet.
August Strindberg, Gra snów, reż. Sławomir Narloch, muz. Jakub Gawlik, Teatr Narodowy w Warszawie