Ludzie i style

Kto zamorduje karpia?

Karp świąteczny - zanim stał się potrawą. Karp świąteczny - zanim stał się potrawą. Piotr Adamczewski / Polityka
Nadchodzi ten dzień i ta pora. Trzeba zabić karpia. Bez karpia nie będzie Wigilii. Przynajmniej u nas. Ale wszyscy wymigują się od morderstwa...

Nadchodzi ten dzień i ta pora. Trzeba zabić karpia. Bez karpia nie będzie Wigilii. Przynajmniej u nas. Ale wszyscy wymigują się od morderstwa. W końcu dochodzą do wspólnego wniosku, że i tak tego karpia upieczonego  w śmietanie,  posypanego grubo zmielonym pieprzem zjadam ja sam. Inni o tej porze są  tak najedzeni, że na tę rybną klasykę nie mają już ochoty. A ja nie mam chęci na zabijanie. Kupić więc  martwego, wypatroszonego, oskrobanego, bez łba? Niee, to nie będzie dobry sposób na wigilijną ucztę. Sięgam więc po pomoc fachową czyli „Książkę kucharską Alicji B. Toklas” pięknie wydaną przez Twój Styl. Oto co mi poradziła partnerka życiowa Gertrudy Stein:

„Kiedy poznałyśmy powieści Dashiella Hammetta, Gertruda Stein zrobiła uwagę, że ich nowatorstwo polega na tym, że autor skazuje swoje ofiary, zanim rozpocznie właściwą historię. I nikt nie wie, ile osób będzie musiało zginąć w wyniku pierwszej zbrodni. Podobnie jest w kuchni. Morderstwo i nagła śmierć wydają się równie nienatu?ralne tam, jak w każdym innym miejscu. Nie mogą być i nigdy nie będą wydarzeniami, które ot tak przyjmuje się do wiadomości. Jedzenie jest zbyt przyjemną rzeczą, żeby kojarzyło się z grozą. Tymczasem trzeba pogodzić się z faktami, nawet jeśli budzą obrzydzenie – widzimy wtedy, że zanim rozpocznie się jakakolwiek kuchenna historia, zbrodnia jest nieunikniona. Dlatego gotowanie nie jest tylko i wyłącznie przyjemnym sposobem spędzania czasu. (…)
Reglamentacja i ciągły brak żywności nie tylko zmusiły mnie do tego, żeby poważnie wziąć się za gotowanie; nauczyłam się również kupować jedzenie na coraz gorzej zaopatrzonym rynku, nie tracąc na to zbyt wiele czasu, ponieważ były ważniejsze i zabawniejsze rzeczy do zrobienia.

Reklama