Caster Semenya. Kim jest biegaczka, która wzbudza w Rio największe kontrowersje?
„Koleżanki mają bardzo wysoki poziom testosteronu, zbliżony do męskiego, stąd ich wygląd i wyniki. Semenya jest w tym sezonie nie do pobicia i jeżeli władze światowej federacji lekkoatletycznej nic z tym nie zrobią, nie przywrócą dopuszczalnego limitu testosteronu we krwi, to wciąż będzie nie do pokonania” – mówiła po finale wyścigu na 800 m w Rio de Janeiro Joanna Jóźwik. Polka zajęła piąte miejsce, ale jak podkreślała, „czuje się srebrną medalistką”.
Na podium stanęły trzy zawodniczki z Afryki: pierwsze miejsce zajęła Caster Semenya z Republiki Południowej Afryki, drugie Francine Miyonsaba z Burundi, a trzecie Margaret Wambui z Kenii. Wynik, jaki osiągnęła Semenya, to jest najlepszy życiowy rezultat, nowy rekord RPA i piąty najszybszy czas w historii startów olimpijskich. Jej zwycięstwo wzbudziło wiele kontrowersji i wątpliwości związanych z jej (kwestionowaną) płcią. Nie są one jednak nowe.
Ta 25-letnia biegaczka specjalizująca się na średnich dystansach pierwsze zwycięstwo na światowej imprezie odniosła w 2009 roku w Berlinie. Zdobyła wtedy złoty medal w biegu na 800 metrów. Kilka miesięcy wcześniej nikomu nieznana reprezentantka RPA stała się głównym tematem sportowej prasy – zastanawiano się, czy Semenya jest rzeczywiście kobietą.
Okazało się, że na parę tygodni przed mistrzostwami świata w 2009 r. w Berlinie Semenya przeszła skomplikowany medyczny test płci. Zdiagnozowano u niej hiperandrogenizm, co oznacza nadmierne wydzielanie androgenów u kobiet, objawiające się osłabieniem cech typowych dla dojrzałych miesiączkujących kobiet, z równoczesnym narastaniem objawów maskulinizacji oraz zmianami metabolicznymi. To również oznacza, że poziom testosteronu przekracza poziom, który ma większość kobiet.
Prasa zaczęła się wtedy zajmować dzieciństwem Semenyi, która ponoć od najmłodszych lat miała być zainteresowana jedynie typowo męskimi rozrywkami i wolała przebywać w towarzystwie kolegów, a nie koleżanek. Ojciec biegaczki oświadczył, dolewając oliwy do ognia, że jego córka „nigdy nie miała na sobie sukienki”.
Medyczna analiza przypadku Semenyi trwała blisko rok, a w tym czasie biegaczka nie miała prawa startować. Po 11 miesiącach badań, w lipcu 2010 roku, mogła znowu stanąć do współzawodnictwa z kobietami.
W 2011 roku władze światowej lekkiej atletyki (IAAF) ustanowiły granicę dopuszczalnej ilości testosteronu dla sportowców. Semenya przestała wygrywać, osiągała gorsze wyniki. W sierpniu 2012 roku zdobyła srebrny medal podczas igrzysk olimpijskich w Londynie. W 2013 roku nie uzyskała jednak minimum kwalifikacyjnego na mistrzostwa świata w Moskwie.
W 2015 roku doszło jednak do przełomu. Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu w Lozannie zawiesił na dwa lata regulacje IAAF dot. poziomu testosteronu u lekkoatletów, dając władzom światowej lekkoatletyki czas na przedstawienie dowodów potwierdzających, czy faktycznie hiperandrogeniczni biegacze mają przewagę nad innymi. Ten konflikt między IAAF a trybunałem arbitrażowym o tłumienie przez zawodników swoje naturalnie wysoki poziom testosteronu trwa do dziś.
Po decyzji Trybunału w Lozannie Semenya zaczęła odnosić coraz lepsze wyniki. Wiosną 2016 roku zdobyła aż trzy złote medale mistrzostw RPA w biegach na 400, 800 i 1500 metrów. Zapowiedziała wtedy, że do Rio de Janeiro uda się po pierwszy złoty medal olimpijski w swojej karierze. I go zdobyła.
Nie tylko Polka Joanna Jóżwik czuje się rozczarowana dopuszczaniem jej do startów. Krytycznie o reprezentantce RPA wypowiadała się po wyścigu również Brytyjka Lynsey Sharp, której także nie udało się zdobyć medalu.
Paula Radcliffe, mistrzyni świata w maratonie, rozumie krytykę współzawodniczek wobec Semenyi. „Nawet najcięższy trening niestety nie sprawi, że będzie można wygrywać z taką siłą i możliwościami regeneracji, jakie daje testosteron. To po prostu niemożliwe”. Zdaniem Radcliffe Semenya i inne hiperandrogeniczne kobiety powinny albo wziąć leki, żeby obniżyć poziom testosteronu, albo zdecydować się na operację korekty płci. Albo w ogóle nie startować.
Tymczasem szef IAAF Seb Coe zapowiedział, że wkrótce wróci do sprawy CAS (czyli Caster Semenyi), żeby zakazać jej startów z kobietami. Jest pewny, że wygra.