Chce dostać coś za darmo, nagminnie i bez refleksji dzieli się zdjęciami swoich dzieci w sieci, a osoby bezdzietne traktuje jak wrogów – to krótka definicja „madki”. Figury popularnej w sieci, która do realnego świata trafiła, gdy w przestrzeni publicznej zaczęto wyznaczać „strefy wolne od dzieci”. Czyli niedostępne dla jej „bombelków”.
Chodzi o głośną sprawę poznańskiej restauracji Parma i Rukola (a potem kolejnego lokalu w tym samym mieście, Papavero), która ogłosiła, że nie chce już gościć u siebie rodzin z dziećmi poniżej 6. roku życia, ponieważ poprzednie wizyty nierzadko wiązały się ze szkodami. Z kolei właściciele warszawskiego Viet Street Food zdecydowali się z podobnych powodów zlikwidować „kącik dziecięcy”.
– Kiedyś miejsca przestrzeni publicznej – kawiarnie, teatry, filharmonie – należały do dorosłych. Nie zabierało się zwykle dzieci do restauracji, a jeśli tak się zdarzyło, to one siedziały na baczność. Teraz dzieci są wszędzie. I to dobrze, bo dzięki temu mamy nie są uwięzione w domu – mówi Edyta Broda, autorka książki „Szczerze o życiu bez dzieci” i bloga bezdzietnik.pl, gdzie opisuje swoje życie i poglądy jako kobieta, która świadomie zrezygnowała z macierzyństwa. Sugeruje, że jeśli ktoś chce stworzyć miejsce do pracy i skupienia, to lepiej już zapraszać dorosłych poszukujących ciszy, a nie wypraszać dzieci.
Nawet jeśli – jak twierdzi autorka bezdzietnik.pl – nie jest to jeszcze konflikt na linii dzietni–bezdzietni, to nie wszystkim łatwo jest zaakceptować mamy i ich pociechy we wspólnej przestrzeni. Matkom obrywa się ostatnio częściej i mocniej. Stąd właśnie to nowe pojęcie, które ma oddawać niechęć do tej grupy społecznej: „madka”.