Stojące biur(k)a
Zgubna moda na stojące biur(k)a. Dlaczego siedzenie szkodzi, ale stanie bardziej
Pandemia przeorała nasze zwyczaje i schematy zachowań. Niekoniecznie trwale, bo o ile na początku przytłaczająca większość z nas dbała chociażby o dokładne mycie rąk, to obecnie, według danych ze stacji sanitarno-epidemiologicznych, połowa mężczyzn i jedna czwarta kobiet nie myje dłoni nawet po wizycie w toalecie. Ale nie wszystko stracone – na niektórych polach poprawa wciąż jest widoczna. Zwłaszcza kultura pracy biurowej ewoluowała i ewidentnie zmiękła. Jeszcze cztery lata temu praca zdalna była egzotyką i lekkim ekscentryzmem, a dziś chyba nikogo już nie dziwi, nawet jeśli dawno zapomnieliśmy o lockdownach.
Częstsze i dłuższe przesiadywanie w domach to dla wielu z nas dodatkowy czas do zagospodarowania. Część postanowiła zainwestować go we własne zdrowie – na przykład w zdrowy ruch. Na tej fali wypłynęli producenci rowerków stacjonarnych, mat do jogi, ciężarków czy składanych minibieżni. I dobrze, bo pomagają dbać o zdrowie i formę. Z jednym wyjątkiem: niestety popularność odzyskały przy okazji pewne meble, które raczej szkodzą, niż pomagają – to biurka do pracy na stojąco.
Stanie ma być panaceum na siedzący tryb życia. Na logikę wszystko się zgadza – stanie to przeciwieństwo siedzenia. Tu jednak dochodzimy do sedna wielkiego semantycznego nieporozumienia: szkodzi nam nie siedzący tryb życia, tylko nieaktywny tryb życia. Problemem nie jest więc siedzenie samo w sobie. Ono jest super. Problemem jest brak ruchu. A dokładniej: brak wystarczającej ilości ruchu w ciągu całej doby.
Badania jasno pokazują, że możemy sobie siedzieć czy leżeć nawet po dziesięć godzin dziennie i spokojnie zachować wysokie szanse na długie, zdrowe życie. Pod jednym warunkiem: jeśli przez resztę doby wyrabiamy normy aktywności. Dobrze, jeśli na przykład raz w tygodniu przećwiczymy każdą partię ciała.