Trening na farbie
Polski paintball jest naprawdę mocny. A treningi „na farbie” właśnie ruszają
Kolorowy nabój może lecieć z maksymalną prędkością 90 metrów na sekundę. Pistolet, który go wystrzeliwuje, to marker, przez zawodników nazywany też klamką. Został wymyślony w Stanach Zjednoczonych w latach 50. XX w. i pierwotnie służył do znakowania drzew oraz bydła. Podobno właśnie taki model do zadań gospodarskich stał się inspiracją dla grupy znajomych, którzy w 1981 r. zorganizowali pierwszą grę. Legenda głosi, że w szranki stanęli wówczas zawodnicy z miasta i ze wsi, by sprawdzić, kto lepiej poradzi sobie w survivalowych warunkach.
Naboje bywają żółte, zielone, niebieskie lub różowe, a niepisana zasada mówi, że mogą mieć dowolny kolor z wyjątkiem czerwonego. Bo choć paintball budzi militarne skojarzenia, krwawe ślady nie są pożądane. Niektórzy uważają, że wojskową otoczkę paintball zawdzięcza przede wszystkim wersji rekreacyjnej, która zyskała popularność w latach 90. – Ludziom wydaje się, że to bieganie po lesie i strzelanie do szefa – usłyszałam od jednej z zawodniczek. Swoje zrobiły też stroje, bo uczestnicy takich zabaw często w ramach ubioru ochronnego noszą mundury. Może dlatego, żeby mogli się poczuć jak komandosi podczas ważnej misji, a może chodzi po prostu o względy praktyczne i finansowe: ciuchy z demobilu są znacznie tańsze niż specjalistyczne stroje do paintballa.
Ksawery Wietrzykowski, zawodnik Virst Factory Łódź, najlepszej drużyny paintballa w kraju, oraz reprezentacji Polski najpierw U16 (czyli do lat 16), a teraz U19, zna dobrze obie wersje gry, sportową i rekreacyjną i uważa, że zapewniają zupełnie inne emocje: – Gdy gra się w lesie lub na polu rekreacyjnym, to jest większa przestrzeń i w związku z tym wolniejsze tempo. Używa się też markerów, które strzelają o wiele wolniej – tłumaczy.