Ubiegły 2009 r. minął pod znakiem Karola Darwina. 200 rocznicę urodzin ojca teorii ewolucji oraz 150 publikacji jego sztandarowego dzieła „O powstawaniu gatunków” uczczono na całym świecie tysiącami konferencji, sympozjów, spotkań i wykładów. Trudno też zliczyć okolicznościowe publikacje związane z podwójnym jubileuszem. Wśród nich nie mogło zabraknąć dzieła Richarda Dawkinsa – naukowca, który przez magazyn „Discover” został nazwany rottweilerem Darwina. To nawiązanie do „buldoga Darwina” – tak nazwano przed ponad stu laty Thomasa Huxleya, przyjaciela twórcy teorii ewolucji. I Huxleya, i Dawkinsa łączy żarliwa obrona ewolucjonizmu.
Cztery lata temu o Dawkinsie (rocznik 1941) zrobiło się głośno za sprawą jego książki „Bóg urojony”, zaciekle atakującej wszelkie religie – z katolicyzmem na czele. Dzięki niej stał się znany na całym świecie jako bezkompromisowy ateista, choć jego publicystyczny i naukowy dorobek jest o wiele bogatszy. Do 2008 r. był profesorem w Oxford University. Z uczelnią tą związany jest od czasu studiów. W ich trakcie trafił na zajęcia prowadzone przez Niko Tinbergena, laureata Nagrody Nobla za badania nad zachowaniem zwierząt. Dawkinsa zafascynowała ta nowa gałąź biologii i osobowość prowadzącego wykłady. Postanowił zostać badaczem.
Początki kariery naukowej Dawkinsa na pierwszy rzut oka mogą wydawać się mało fascynujące – zajmował się zwyczajami kurcząt. Później zajął się tworzeniem modeli matematycznych rozmaitych strategii zachowań zwierząt, do czego używał komputera. I pewnie pozostałby jednym z nieznanych szerokiej opinii publicznej naukowców, gdyby nie przypadek i talent pisarski. Na przełomie 1973 i 1974 r. w Anglii zastrajkowali górnicy, powodując przerwy w dostawach prądu. Dawkins musiał więc odłożyć swoją pracę na komputerze i zająć się czymś innym. Tak rozpoczął pisanie swojej najsłynniejszej, obok „Boga urojonego”, książki – „Samolubnego genu”. Spopularyzował w niej jednak idee nie własne, ale dwóch innych uczonych. Teza tego dzieła sprowadzała się do konstatacji, że wszystkie istoty żywe nie działają dla dobra gatunku ani nawet w interesie samych siebie, ale znajdujących się w ich komórkach genów. „Samolubny gen” – zarówno książka, jak i jej tytuł, jako metafora tego, o co w przyrodzie tak naprawdę chodzi – zrobił zawrotną karierę. Dzieło Dawkinsa przetłumaczono na wiele języków, w tym polski, a „samolubne geny” pojawiły się m.in. na okładce amerykańskiego tygodnika „Time”.
Tak narodził się Dawkins, pisarz i świetny popularyzator nauki, którego pasją stało się wyjaśnianie mechanizmów ewolucji i głoszenie teorii Darwina. W tym celu powstały kolejne książki: „Ślepy zegarmistrz”, „Rzeka genów”, „Wspinaczka na szczyt nieprawdopodobieństwa” (wszystkie wydane po polsku). Temu też służy jego najnowsze dzieło „Najwspanialsze widowisko świata. Świadectwa ewolucji”. Ta licząca 530 stron książka to nie tylko hołd oddany Karolowi Darwinowi. To przede wszystkim wielka mowa obrończa, mająca jeszcze raz dać odpór wszystkim tym, którzy podważają jedną z najdonioślejszych teorii w historii nauki.
Dawkins z właściwą sobie pasją i bardzo przystępnie wyjaśnia działanie ewolucji, rozprawiając się przy tym z niemal wszelkimi zarzutami formułowanymi przez kreacjonistów i zwolenników tzw. inteligentnego projektu. W „Najwspanialszym widowisku świata” można więc przekonać się, ile są warte twierdzenia, że biologowie mają kłopot ze znalezieniem tzw. ogniw pośrednich – czyli form przejściowych pomiędzy gatunkami. I czy jest sens mówić o osławionym brakującym ogniwie w ewolucji człowieka.
Można się zastanawiać, czy w XXI w. bronienie teorii ewolucji ma sens. Dawkins odpowiada na to tak: w USA 44 proc. ludzi wierzy, że człowiek został stworzony przez Boga w obecnej formie ok. 10 tys. lat temu, a 42 proc. uznaje, że życie na Ziemi istnieje w niezmienionej postaci od początków czasu. W Polsce ze zdaniem: „Istoty ludzkie rozwinęły się z wcześniej istniejących gatunków zwierząt” nie zgadza się 27 proc., a odpowiedź „nie wiem” wybiera 14 proc. (źródło: Eurobarometr 2005 r.). Według tych samych badań 33 proc. Polaków wierzy, że „pierwsi ludzie żyli w tych samych czasach co dinozaury”. Zresztą nawet ze strony dobrze wykształconych osób można nieraz usłyszeć: „Teoria ewolucji w sumie jest OK, ale zawiera mnóstwo luk; to tylko hipoteza i na dodatek pełna sprzeczności”. To właśnie takim sceptykom należy zdecydowanie polecić lekturę najnowszego dzieła Dawkinsa.
Czy warto ją czytać, jeśli nie ma się wątpliwości co do wartości i udokumentowania teorii Darwina? Na pewno tak, bo pisarski talent autora sprawia, że nawet o rzeczach mniej lub bardziej znanych czyta się z zaciekawieniem i przyjemnością.
Na koniec warto pochwalić polskiego wydawcę, dzięki któremu książka nie jest uboższą krewną anglojęzycznego oryginału, jak to nieraz – z powodów finansowych – bywa. Twarda okładka, duży format i piękne kolorowe ilustracje sprawiają, że „Najwspanialsze widowisko świata” z przyjemnością bierze się do ręki.
Richard Dawkins Najwspanialsze widowisko świata. Świadectwa ewolucji, Wydawnictwo CiS, 2010 r.