Co łączy zawał serca z nieplanowaną ciążą oraz wyzwalającą się w organizmie człowieka serotoniną? Pozornie nic, ale badacze są na tropie związku tych zdarzeń z... wiosenną pogodą. Jak na razie problem przesilenia wiosennego (z ang. zwanego spring fever, czyli wiosenną gorączką) kojarzy się głównie z kobiecą prasą kolorową. Ale zdaniem niektórych naukowców zjawisko zasługuje na poważne traktowanie. I stanowi większe zagrożenie dla stanu naszego zdrowia, niż się powszechnie sądzi.
Gdy spojrzymy na statystykę zgonów w podziale na miesiące (dane GUS), okaże się, że w I kwartale roku, a szczególnie w marcu, liczba zgonów jest najwyższa; spośród wszystkich pór roku przełom zimy i wiosny zazwyczaj zbiera największe żniwo. I tak w 2007 r., przy określeniu przeciętnej zgonów liczbą 100, w I kwartale wyniosła ona 106; odpowiednio w pozostałych kwartałach: 96.3; 94.3; 104. Podobnie było w 2008 r. statystyka zgonów w I kw. wyniosła 105.6, w II kw – 98, w III kw. – 93.6 i w IV – 102.6. Najwięcej zgonów przypada w marcu. To fakt. Czy jest więc się czego bać?
Hormonalny chaos
Aby poznać lepiej zjawisko, z którym na półkuli północnej mamy do czynienia od połowy marca do połowy kwietnia, musimy się cofnąć do okresu bezpośrednio poprzedzającego wiosnę – czyli do zimy – gdyż geneza wiosennego przełomu wynika bezpośrednio z kontrastu między tymi dwiema porami roku.
Otóż ludzki organizm jest przez wiele miesięcy przyzwyczajany do stałych, choć ekstremalnych, warunków zimowych. Dociera do nas mniej światła, jest zimno, co z kolei prowadzi do nawyku ospałości i unikania wytężonego ruchu. A także specyficznej diety i przyrostu masy ciała.
Takie warunki są odpowiedzialne za gospodarkę hormonalną przysadki mózgowej, podwzgórza i szyszynki, która zimą, tj.