Wiosenna zieloność obrazuje wychodzenie roślin z zimowego spoczynku. Jednak, paradoksalnie, to obumarłe ich szczątki – jak opadłe liście i uschłe pnie – miały w sobie więcej życia. Wśród bowiem ściółki, suszu i martwych pni trwa, bez względu na porę roku, bezustanne pożeranie ich materii przez tzw. reducentów: bakterie, grzyby i inne mikroorganizmy. Przed mrozem i wysuszeniem chronią wydzielające się w tym procesie woda i ciepło (to ostatnie pobrane uprzednio w fotosyntezie z promieniowania słonecznego). W tak sprzyjających warunkach żyje się dobrze nie tylko owym reducentom, ale i zjadającym je bezkręgowcom, wyjadanym zresztą dalej przez drapieżnych pobratymców.
Wśród zieleniejącego tła wyróżniają się brązowawe plamy suchych pni. To przekaźniki wytworzonego nawet przez setki lat dobra na rzecz młodych populacji i to o potrójnej funkcji: mechanicznej, chemicznej i siedliskowej, splatających się zresztą ze sobą.
Pień życiodajny
Jeszcze za życia drzewa pień pełni różnorakie funkcje. Jako podpora utrzymuje ulistnione piętra konarów i pnącza oraz stanowi pion hydrauliczny, zbudowany z wąskiego walca miazgi między drewnem a korą. Poza transportem tzw. soków w miazdze działa swoista papiernia, produkując z rozpuszczalnych cukrów nierozpuszczalne polimery ligniny, kolejnymi słojami pogrubiające pień. W miarę upływu lat na korze powstają spękania zasiedlane przez bezkręgowce (fot. 1); mikroorganizmy wnikają przez zranienia, wytwarzając spróchniałe komory, grzyby wielkoowocnikowe, którym należy się odrębna opowieść, wyrastają na zewnątrz (fot.