Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Nauka

Tajemnice wyciągane za włosy

Na tropie zaginionych cywilizacji

Tylko profesorowi Aronnaksowi i kapitanowi Nemo udało się dotrzeć na Atlantydę Tylko profesorowi Aronnaksowi i kapitanowi Nemo udało się dotrzeć na Atlantydę Wikipedia
Czy analiza chemiczna małpiej sierści zaprowadzi do krainy Punt? Jakie są najnowsze tropy w poszukiwaniach Atlantydy i Eldorado?
Mit Eldorado żyje własnym życiem, choć koklejne wyprawy poszukiwawcze kończyły się fiaskiem.The Granger Collection/Forum Mit Eldorado żyje własnym życiem, choć koklejne wyprawy poszukiwawcze kończyły się fiaskiem.

Ponoć Henryk Schliemann postanowił znaleźć homerową Troję po przeczytaniu w wieku siedmiu lat „Iliady”. Potem przez wiele lat handlował bronią i złotem, ale dopiero po czterdziestce, gdy już się dorobił, wrócił do swych dziecięcych marzeń. Naukowcy pukali się znacząco w czoło słysząc, że ten domorosły archeolog szuka murów Ilionu – miasta, które wymyślił poeta. Ale Schliemann był uparty i miał szczęście. Spotkanie z innym hobbystą, Frankiem Calvertem, sprawiło, że trafił na wzgórze Hisarlik w Turcji, w którym szybko dopatrzył się ruin Troi. I choć jego metody wykopaliskowe zniszczyły stanowisko, choć mylił się pod wieloma względami, choć po kryjomu wywoził zabytki i nie znalazł potwierdzenia, że bitwa Achajów z Trojanami była wydarzeniem historycznym, to udowodnił, że warto wierzyć w legendy. Schliemann był jednym z nielicznych ich tropicieli, którym się udało. Teraz za mityczne krainy biorą się zawodowcy wyposażeni w wiedzę i niezbędne instrumenty.

Opowieści o tajemniczych krainach gdzieś za morzami i górami zajmowały ważne miejsce wśród baśni, legend i mitów wielu krajów. Niektórzy byli tak pewni ich istnienia, że ich szukaniu poświęcali całe życie. Atlantydy i krainy Amazonek szukali już starożytni, w średniowieczu głowiono się, gdzie należy umiejscowić legendarne królestwo księdza Jana, potem konkwistadorzy z determinacją tropili Eldorado i złote miasto Inków Gran Paititi. Poszukiwania nie ustają, coraz częściej wykorzystywane są do nich najnowsze zdobycze techniki, a mityczne krainy służą jako doskonała reklama badań.

Za Słupami Heraklesa

Murowany rozgłos gwarantuje Atlantyda. Po raz pierwszy pojawia się w platońskich dialogach Kritiasz i Timajos. Od początku też wzbudza kontrowersje. Podczas gdy Arystoteles uważał ją za fikcję, służącą wyrażeniu pewnej idei, filozof Krantor z Soloj (IV–III w. p.n.e.) twierdził, że jest to kraina historyczna. Legenda mówi o wiecznie zielonej wyspie, bogatej w kruszce, żyznej, zalesionej, która leżała gdzieś za Słupami Heraklesa (Cieśnina Gibraltarska). Jej wspaniała stolica miała mieć formę koncentrycznych kręgów lądu i wody połączonych mostami. Położonego w centrum miasta zamku broniły mury obłożone miedzianą, cynową i mosiężną blachą. Najwspanialszą budowlą była ozdobiona złotem, srebrem i kością słoniową świątynia właściciela wyspy Posejdona. Atlantydą jakiś czas mądrze rządzili synowie boga, ale gdy ok. 11 tys. lat temu próbowali podbić cały basen Morza Śródziemnego, bogowie ukarali ich, niszcząc wyspę.

Na temat Atlantydy ukazały się tysiące prac entuzjastów mitu twierdzących, że Platon wcale jej nie wymyślił, tylko ją źle umiejscowił. To założenie sprawia, że liczba interpretacji mitu jest nieograniczona. Atlantydą zajmowali się też poważni badacze, którzy twierdzili, że tak jak w przypadku homeryckiej Troi, u źródeł opowieści tkwią fakty historyczne. W latach 60. XX w. irlandzki historyk klasyczny prof. John Victor Luce zwrócił uwagę, że platoński opis wyspy jest zaskakująco podobny do obrazu cywilizacji minojskiej, a co za tym idzie – to Kreta mogła być Atlantydą. Potem główną kandydatką została Thera, którą w połowie II tys. p.n.e. zniszczyła erupcja wulkanu. W latach 90. XX w. rozgłos zdobyła z kolei teoria szwajcarskiego geologa Eberharda Zanggera, który Atlantydę utożsamiał z anatolijską Troją.

W 2002 r. geolog i archeolog francuski Jacques Collin-Girard natrafił w Atlantyku w pobliżu Gibraltaru na wyniesienia dna oceanu, które 19 tys. lat temu tworzyły wyspę Spartel. 11 tys. lat temu, gdy miała zniknąć Atlantyda, Spartel zniknął pod powierzchnią oceanu. Krytycy zauważyli jednak, że wyspa ta istniała zbyt dawno, a jej rozmiary nie pasują do opisu Platona.

O wiele lepsze parametry miała lokalizacja Rainera W. Kühne. W 2004 r. ten niemiecki fizyk z Uniwersytetu w Wuppertalu, analizując zdjęcia satelitarne z południowohiszpańskiego rejonu słonych bagien Marisma de Hinojos, zauważył koncentryczne kręgi, przypominające opis Atlantydy (jedna ze struktur o wymiarach 230 na 140 m odpowiadała rozmiarom świątyni Posejdona, a średnica największego okręgu stolicy miała 5 km, czyli zgodnie z mitem – 27 stadiów). W tym samym roku inny niemiecki fizyk, Ulrich Hofmann, także na podstawie zdjęć satelitarnych, dopatrzył się śladów Atlantydy na płaskowyżu w północnej Algierii. Jego zdaniem rozmiary Wyżyny Szottów, która leżała na zabagnionym dziś jeziorze Chott Jerid, odpowiadają opisanemu przez filozofa centrum Atlantydy.

Jak widać, zagadka Atlantydy spędza sen z powiek nie tylko humanistom i hobbystom, lecz także poważnym przedstawicielom nauk ścisłych. Organizowane są światowe kongresy atlantologów. Na jednym z nich (zorganizowanym na greckiej wyspie Milos w 2005 r.) zaproponowano aż 48 jej lokalizacji! Wystarczy zajrzeć do Wikipedii, by zrozumieć, że Atlantyda była już prawie wszędzie, ale żadna z tych hipotez nie zyskała powszechnego uznania. Większość naukowców jest po prostu pewna, że to wyspa wymyślona, więc szukanie materialnych dowodów jej istnienia nie ma sensu.

Z geologicznego punktu widzenia jest też niemożliwe, by wielka wyspa, jaką miała być Atlantyda, pogrążyła się w morzu w ciągu jednej nocy. Nawet wybuch wulkanu na Therze, szacowany na szósty stopień w siedmiostopniowej skali eksplozywności wulkanicznej (Volcanic Explosivity Index) – nie zdołał całkowicie unicestwić tej niewielkiej wysepki. Jeszcze mniej prawdopodobne jest, by 11 tys. lat temu istniała tak zaawansowana cywilizacja, jaką opisał Platon.

Schowane w dżungli

Atlantyda, odzwierciedlająca odwieczne marzenie o tajemniczej wyspie szczęśliwości i bogactwa, nie jest jedyną krainą, za która tęsknią poszukiwacze. W średniowieczu szukano królestwa Księdza Jana, który według XII-wiecznej legendy był władcą zaginionego chrześcijańskiego królestwa. Źródłem powstania legendy o jego istnieniu był rzekomy list Księdza Jana do cesarza bizantyjskiego Manuela I Komnena (1118–80) opisujący bogactwa chrześcijańskiej krainy, którą rządzi. Wiara w istnienie Księdza Jana była tak duża, że papież Aleksander III (1100–59) wysłał do niego poselstwo, które zaginęło w drodze. Potem wielu podróżników starało się znaleźć legendarne królestwo w Azji, Etiopii i w Indiach. Ostatnio legendę odświeżył Umberto Eco w powieści „Baudolino”. Także w tradycji buddyjskiej pojawia się tajemnicze miasto szczęśliwości i mądrości – jest nim położone gdzieś wysoko w Tybecie Shangri-La (Shambala). Zachód poznał je w 1933 r. dzięki powieści Jamesa Hiltona „Zaginiony horyzont”.

Podczas gdy w istnienie Shangri-La czy królestwa Księdza Jana mało kto wierzy, nie ustają poszukiwania zaginionych krain Inków. Legenda o Eldorado pojawiła się około 1530 r., gdy Hiszpanie dotarli do ziem Muisków w dzisiejszej Kolumbii. Mieszkający nad wysokogórskim jeziorem Guatavita Indianie mieli osobliwą ceremonię koronacji władców – na tratwie na środku jeziora rozbierali ich i posypywali złotem (stąd nazwa El Dorado – złocony człowiek). Konkwistadorzy zachęceni opowieścią, wędrując w głąb Ameryki Południowej, wypytywali lokalną ludność o złote miasto. Wszyscy utwierdzali ich w przekonaniu, że istnieje. Mit Eldorado zaczął żyć własnym życiem, choć kolejne wyprawy poszukiwawcze (Francisco de Orellana, Francisco Pizarro) kończyły się fiaskiem. W krainie Inków mit Eldorado zlał się z legendą o Wielkim Paititi.

Ostatnia stolica Inków

Gdy w 2001 r. wypłynęły w archiwum jezuickim w Rzymie dokumenty, które po raz kolejny wspominają o Paititi jako realnej krainie, sugerując jej domniemaną lokalizację, odkrywcy z różnych części świata tłumnie wyruszyli na jej poszukiwanie. Nic z tego nie wyszło, ale i wyjść raczej nie mogło.

Lokalne legendy zebrane przez Verę Tyulenevą, szefową Muzeum Qorikancha w Cusco, opowiadają o złotym mieście, w którym nadal żyją nieśmiertelni władcy inkascy. Miejscowi wierzą, że mogą do niego wejść tylko Indianie po przejściu odpowiedniego rytuału. Te antropologiczno-etnograficzne badania wykazują, że złote miasto Paititi to jedynie mocno zakorzeniony mit. – Jeśli nawet Paititi istniało, było kolonią indiańską położoną gdzieś na wschodnich rubieżach Państwa Inków, pełniącą funkcję jednego z ostatnich bastionów indiańskich rebeliantów walczących z Europejczykami. Próżno byłoby tam szukać złotych skarbów, które Inków nigdy nie fascynowały tak jak Hiszpanów – tłumaczy archeolog dr Miłosz Giersz z Ośrodka Badań Prekolumbijskich Uniwersytetu Warszawskiego.

Mimo to pomysły, gdzie należy szukać ostatniej stolicy Inków, pojawiają się non stop. Już identyfikowano ją z Machu Picchu, Vilcabambą i kolejnymi nowo odkrytymi miastami, najłatwiej bowiem zareklamować swoje odkrycie, podczepiając się pod legendę.

Ostatnio archeolog Michael Hockenberger z University of Florida natrafił w dżungli w dorzeczu rzeki Xingu (brazylijski stan Mato Grosso) na resztki dobrze zorganizowanych osad z systemem kanałów, sadami i ogrodami, które od XIII do XVIII w. wznosili Indianie Kuikuro. W publikacjach badacz nie omieszkał odwołać się do wielkich poprzedników – konkwistadorów przeczesujących Amazonię w poszukiwaniu Eldorado i Percy Harrisona Fawcetta (pierwowzór Indiany Jonesa), który szukał tu zaginionych cywilizacji z takimi ośrodkami jak miasto Z, opisane przez Davida Granna w powieści „The Lost City of Z”.

Hockenberger, aby nadać większą wagę swym odkryciom, konsekwentnie nazywa znalezione przez siebie niewielkie osady „miastami-ogrodami”. To semantyczne nadużycie, gdyż od razu kojarzy się z istnieniem państw i cywilizacji – tłumaczy dr Giersz. W rzeczywistości osady Indian Kuikuro świadczą o inteligentnym wykorzystaniu ekosystemu i dobrym planowaniu, ale daleko im do piramid z kamienia czy brukowanych miast tajemniczych cywilizacji.

Podążając za małpami

Egiptolodzy też mają swoją tajemniczą, choć trochę bardziej realną krainę – Punt. Z tekstów wiadomo, że już faraonowie XII dynastii ok. 2000 r. p.n.e. wysyłali do niej ekspedycje, które sprowadzały nad Nil mirrę, kadzidło, złoto, egzotyczne zwierzęta i inne rzadkie towary. Najsłynniejsze przedstawienie takiej wyprawy zachowało się na ścianie świątyni królowej Hatszepsut w Deir el-Bahari (poł. II tys. p.n.e.). Egipcjanie zbierają wonną żywicę, tragarze niosą sadzonki egzotycznych roślin, a kupców wita królowa Puntu z wyraźną steatopygią. Ta cecha genetyczna, charakteryzująca się odkładaniem tłuszczu na udach i pośladkach, jest typowa dla niektórych ludów zamieszkujących Afrykę. To pozwoliło przypuszczać, że Punt musiał być gdzieś na południu. Ale to nie jedyna lokalizacja. – Były teorie, że należy go szukać w Somalii, Etiopii, a nawet w Jemenie – mówi prof. Karol Myśliwiec, dyrektor Zakładu Archeologii Śródziemnomorskiej PAN. – 40 lat temu chciałem pojechać do Somalii, by szukać śladów krainy Punt, ale ponieważ były to czasy wojny domowej, nie dostałem wizy. Mnie się nie udało, ale też nikomu innemu. Do dziś nie ma jednoznacznej odpowiedzi, gdzie się znajdowała.

Jedną z domniemanych lokalizacji Puntu było królestwo Saby w południowo-zachodnim Jemenie, którego początki nie są znane, ale najstarsze inskrypcje w języku sabejskim pochodzą z VIII w. p.n.e. Wiadomo też, że Sabejczcy zajęli Etiopię, stąd mit o synu królowej Saby i Salomona Meneliku oraz Arce Przymierza. – Odpowiedni klimat i zbudowany, jak sądzą niektórzy, już pod koniec trzeciego tysiąclecia system irygacyjny umożliwiały uprawę roślin, z których produkowano cenną mirrę i kadzidło – mówi archeolog dr Przemysław Nowogórski z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. – Sabejska stolica, Marib, była zaś najważniejszym punktem przerzutowym na szlaku kadzidlanym. Niby wszystko pasuje, ale i tak nie ma jednoznacznych dowodów łączących krainę Saby z Puntem.

Wyprawy do Puntu potwierdzają badania nad Morzem Czerwonym w okolicach Mersa Gawasis, gdzie znajdowano teksty i zabytki. W 2006 r. amerykańsko-włoska ekipa kierowana przez Rodolfo Fettovicha z uniwersytetu w Neapolu natrafiła na liny i deski – fragmenty statku z czasów Hatszepsut (rozłożone na części jednostki przenoszono przez pustynię znad Nilu i składano w porcie). Co więcej, na jednej ze skrzyń zachował się tekst hieroglificzny „wspaniałe rzeczy z Puntu”, a zatem na statkach tych przewożono towary z tajemniczej krainy.

Ponieważ wśród sprowadzanych dóbr były też pawiany, uczeni postanowili przebadać dwie mumie tych zwierząt z British Museum, licząc, że zachowane w nich izotopy zdradzą, skąd pochodziły, a tym samym pozwolą zlokalizować krainę Punt. Skład izotopów tlenu z włosów mumii porównano ze składem izotopów z włosów pawianów żyjących dziś w różnych rejonach Afryki. Jeden z pawianów żył zbyt długo w Egipcie, ale drugi pochodził z Erytrei albo wschodniej Etiopii, gdyż włosy współczesnego pawiana z okolic portu Massawa idealnie pasowały do włosów mumii.

Teraz naukowcy chcą pobrać próbki kości. Ale nawet jeśli pozwoli to precyzyjniej ustalić miejsce pochodzenia małpy z British Museum, nie musi doprowadzić badaczy do krainy Punt, z tej prostej przyczyny, że Egipcjanie sprowadzali pawiany (niezbędne w kulcie boga mądrości Thota) z całej Afryki, nie tylko z legendarnego Puntu. Można dalej badać wschodnie wybrzeża Egiptu, Sudanu, Jemenu, Somalię i Etiopię, a nawet Dolinę Nilu na południe od Chartumu, nie da się jednak wykluczyć, że kraina Punt funkcjonowała jako wspólna nazwa bogatych krain południowych, z którymi Egipt utrzymywał kontakty handlowe. – Kto wie, może chodzi tu nie tyle o konkretny region, ile o cały obszar subsaharyjski na południowy-wschód od Egiptu – zastanawia się prof. Myśliwiec.

Może kiedyś dowiemy się, gdzie leżał Punt, z pewnością też niektórzy nie ustaną w poszukiwaniach Atlantydy, choć większość przekonuje, że to tylko legenda. Ale jak tu nie próbować, skoro kilka razy się już udało. Nie wierzono w istnienie wspominanych w Biblii krain Hetytów i Hurytów, póki nie trafiono na zbudowane przez nich miasta, wątpiono w istnienie homerowej Troi, dopóki Schliemann nie zaczął kopać na wzgórzu Hisarlik. Zawsze można mieć nadzieję, tylko ci wstrętni sceptycy wszystko psują. Całą zabawę.

Polityka 32.2010 (2768) z dnia 07.08.2010; Nauka; s. 70
Oryginalny tytuł tekstu: "Tajemnice wyciągane za włosy"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną