Mike Lazaridis jest autorem i zarazem bohaterem scenariuszy realizujących się tylko w życiu. W kinie zostałyby uznane za niewiarygodne. Na przykład ten ostatni, z 1999 r. Wstęp do niego stanowił list wysłany przez niejakiego Howarda Burtona m.in. do bliżej nieznanej wówczas firmy o nazwie Research In Motion (RIM). Jej szefem był właśnie Lazaridis. Burton natomiast – bezrobotnym doktorem fizyki, zdesperowanym na tyle, że podjąłby się każdej pracy mgliście nawet związanej z wykształceniem. Swój list zakończył słowami: „Uratujcie mnie, proszę, Państwo od lukratywnej kariery na Wall Street” (cytaty za książką Burtona „First Principle. The Crazy Business of Doing Serious Science”).
Jedna z nielicznych odpowiedzi na ten dramatyczny apel nadeszła właśnie od szefa RIM. Potem była seria potajemnych spotkań na parkingach centrów handlowych, w tanich restauracjach na przedmieściach Waterloo, niczym niewyróżniającego się miasta w prowincji Ontario. W ich wyniku parę tygodni później, z namaszczenia Lazaridisa, Burton stał się szefem największego w historii ostatniego półwiecza i najbardziej śmiałego koncepcyjnie przedsięwzięcia w dziedzinie fizyki teoretycznej – The Perimeter Institute (PI). Tyle że wówczas jeszcze nieistniejącego. Na jego budowę Lazaridis z własnej kieszeni wyłożył 100 mln dol. A potem kolejne 50 mln. I jeszcze 100 mln – tym razem fundując miastu Waterloo i tamtejszemu uniwersytetowi podobną instytucję, Institute for Quantum Computing. W ciągu zaledwie paru lat pachnące obornikiem Ontario stało się (przy współudziale państwa) zagłębiem nauk ścisłych Kanady i punktem, w którym przecinają się naukowe ścieżki największych umysłów świata.
Kulminacja nastąpi w 2011 r. PI okazało się tak wielkim sukcesem, że właśnie finiszuje budowa drugiego, futurystycznego skrzydła Instytutu mieszczącego Stephen Hawking Centre.