Od konstatacji, że drzewo jest fabryką życia, zaczęliśmy poprzednią opowieść o bogactwie biologicznym tej grupy roślin (POLITYKA 23/10). Pisaliśmy o pnączach, bezkręgowcach, ptakach żyjących na drzewach, a także o życiodajnej roli opadłych liści i zmurszałych pni. Drzewo bowiem – czy żywe, czy martwe – to nagromadzona masa pożywienia. Prędzej lub później zjedzą je różne mikroorganizmy, w tym grzyby jadalne, wyposażone w unikatowe enzymy rozpuszczające drewno. I właśnie takim grzybom poświęcimy tę opowieść.
Zjadanie drewna to najbardziej naturalny sposób odżywiania się, polegający na wykorzystaniu nagromadzonej z fotosyntezy materii i energii w postaci nierozpuszczalnych polimerów, głównie cukrowych z celulozy. Wspólna, choć konkurencyjna, praca mikroorganizmów i drobnych bezkręgowców powoduje murszenie drewna, aż do całkowitego rozkładu i uwolnienia dwutlenku węgla, wody oraz soli, z których w fotosyntezie powstało.
W deszczu od wewnątrz.
Mówi się: rosnąć jak grzyby po deszczu. W pniu woda jest do dyspozycji ciągle, jak i odpadowe ciepło życia mikroorganizmów; wszystko to razem umożliwia rozrost grzybni – głównej masy grzyba – i wytwarzanie owocników w chłodnych i suchych okresach.
W obszernym atlasie Ewalda Gerhardta, z opisami ok. 1 tys. gatunków (z kilku tysięcy w Polsce) grzybów wielkoowocnikowych, ok. 200 dotyczy nadrzewnych, a z nich około połowy – wieloletnich, czyli tzw. hub, niespokrewnionych jednak blisko ze sobą. Już zimą niektóre zaczynają dobudowywać w owocnikach nową warstwę zarodnikonośną, jak np.