Dwupoziomowa fasada pojawia się nagle po wyjściu zza zakrętu wąskiego wąwozu. Wycięty w czerwonawej skale tzw. Skarbiec Faraona zapiera dech w piersiach. Zachwycił nawet tak wytrawnego awanturnika jak Indiana Jones, który zresztą znalazł w nim Świętego Graala. Celuloidowa rzeczywistość nie zgadza się z prawdą, bo w żadnym z grobowców Petry nie ma co liczyć na skarby. Przez wieki rabowane, zamieszkiwane i wykorzystywane na różne sposoby groby są tak wyczyszczone, że archeolodzy nie wiedzą nawet, jakie rodzaje pochówków praktykowali Nabatejczycy.
Z 628 grobów z fasadami dokładnie przebadano zaledwie kilka i odkryto w nich nędzne resztki – kości, skorupy i drobne monety. To dlatego pojawił się nawet pomysł, że pomieszczenia wykute w skałach nie były grobami, tylko pałacami lub świątyniami, co zresztą znalazło odzwierciedlenie w scenariuszu filmu „Indiana Jones i ostatnia krucjata”.
Zaprawa i wielbłądy
Petrę, która w 1985 r. znalazła się na liście światowego dziedzictwa, co roku odwiedzają tysiące turystów. Co z tego, że kręcone są o niej filmy, a fasady jej skalnych grobowców zdobią albumy i kalendarze, kiedy o samym mieście i tym, jak funkcjonowało, długo badacze prawie nic nie wiedzieli. Pierwszy Europejczyk – Szwajcar Johann Ludwig Burchardt – trafił do stolicy państwa Nabatejczyków na początku XIX w., a archeolodzy kilkadziesiąt lat później. Zaczęto od skatalogowania, ponumerowania i podzielenia grobowców na typy. – Wielu było przekonanych, że Petra była miastem umarłych, inni wiedząc, że Nabatejczycy koczowanie mieli we krwi, twierdzili, że była jednym wielkim namiotowiskiem – mówi dr Krzysztof Jakubiak z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego.