Można się spierać, czy biegun zimna to miejsce, gdzie jednorazowo zanotowano rekordową najniższą temperaturę, czy może miejsce, gdzie jest po prostu najzimniej. Gdyby przyjąć ten pierwszy punkt widzenia, palma pierwszeństwa przypadłaby Siedlcom. To tam zimą 1940 r. zanotowano minus 41 st. C. Podobną temperaturę zmierzono w Żywcu w 1923 r. Ale to na Suwalszczyźnie średnia roczna temperatura wynosi poniżej 6 st. C, podczas gdy dla reszty Polski przekracza 7 st. Mała różnica? Przypomnijmy sobie choćby alarm, jaki wszczęli klimatolodzy, gdy odkryli, że temperatura Ziemi w ostatnim półwieczu wzrosła o 1 st. Jej spadek o 3–5 st. w skali półkuli może zainicjować epokę lodowcową.
Na Suwalszczyźnie zimy są najzimniejsze. Średnia temperatura lutego wynosi tam minus 5,6 st. C, podczas gdy w innych rejonach kraju mieści się w przedziale od 1 do 3 st. poniżej zera. Zimy trwają tu zresztą najdłużej – 120 dni, a na zachodnich krańcach Polski o połowę krócej. Pokrywa śnieżna, która na zachodzie utrzymuje się przez 40–50 dni, tu zalega ponad 100 dni, a średnia wieloletnia grubość pokrywy śnieżnej jest pięciokrotnie większa. Z kolei okres wegetacyjny jest najkrótszy – trwa 180 dni, gdy na przeważającej części terytorium Polski jest o 3 do 6 tygodni dłuższy.
Dane są tak precyzyjne, gdyż w Suwałkach działa od 1945 r. stacja meteorologiczna najwyższego rzędu. A gdzie na samej Suwalszczyźnie jest najzimniej? Pytany o to założyciel suwalskiej placówki i jej wieloletni kierownik, nieżyjący już Władysław Bagiński, wskazywał na Wiżajny – wieś, dawniej miasteczko, położoną 25 km na północ od Suwałk. To miejsce najzimniejsze z zimnych, bo zwykle występują tam temperatury o kilka stopni niższe niż na suwalskiej stacji. Do dziś najstarsi mieszkańcy wspominają 1928 r.