Z przedstawień bankietów na ścianach grobowców egipskich wiadomo, że na głowach kładziono pachnące stożki tłuszczu. Topiące się pachnidło spływało po włosach i ciele, łącząc się z zapachem potu. W salach balowych panował ścisk, tańczyły tancerki, kręciły się zwierzęta, a nad wszystkim unosił się zapach cebulowo-czosnkowych potraw i opary alkoholu. Wonie te mieszały się z duszącym zapachem ciężkich pachnideł. Gdybyśmy spróbowali zrekonstruować mieszankę zapachów bankietu u faraona, pewnie nie przypadłaby nam do gustu, a u większości wywołała przynajmniej silny ból głowy. Dziś wonne podróże w czasie są możliwe, choć puryści twierdzą, że prawdziwego zapachu przeszłości i tak nie da się do końca odtworzyć. Jest zbyt ulotny, zbyt specyficzny, jedyny w swoim rodzaju.
Nos pamiętliwy
Przez wieki badaczom zdawało się, że ludzki zmysł powonienia to nasz słaby punkt w porównaniu z węchem zwierząt. Stosunkowo niedawno zaczęliśmy go lepiej poznawać i doceniać. Bo nawet jeśli nikt nie ma nosa Jean Baptiste Grenouille’a, bohatera „Pachnidła” Patricka Süskinda, nie ulega wątpliwości, że wonie wpływają na nasze reakcje i nastrój. Dzięki badaniom osmologicznym (osmé – po grecku zapach) wiemy, że nos jest dla nas swoistym wehikułem czasu. Każdemu zdarzyło się, że jakaś woń cofnęła go do dzieciństwa – zapach po burzy przypomniał spacer z dziadkiem, a woń świeżo upieczonego piernika Wigilię u babci.
Zjawisko zwane efektem Prousta (od słynnej magdalenki z powieści „W poszukiwaniu straconego czasu”, której aromat przypominał głównemu bohaterowi dzieciństwo) dowodzi, że węch to zmysł niezwykle pamiętliwy.