Podstawą do optymizmu jest teoria Juliana Simona, nieżyjącego już amerykańskiego ekonomisty. Spierając się z prorokami apokalipsy, wieszczącymi, że surowce naturalne nieodwracalnie się wyczerpują, przekonywał, że o ile Ziemia nie jest z gumy, o tyle jednak ludzki geniusz i inwencja nie znają ograniczeń.
W latach 90. ubiegłego stulecia Amerykanie lamentowali, że gwałtownie kończą się ich zasoby gazu ziemnego. Ruszyły olbrzymie inwestycje w terminale gazu skroplonego, szejkowie w Katarze zacierali już ręce na myśl o świetnym biznesie, gdy nagle, w ciągu dekady, wszystko się zmieniło. Na scenę wkroczył gaz łupkowy, jeszcze do końca XX w. uznawany za mrzonkę – jego udział w amerykańskich dostawach gazu wynosił w 2000 r. zaledwie 1 proc. W 2011 r. odsetek ten wzrósł do 25, w ciągu dwóch dekad osiągnie połowę.
Zmieniło się wszystko, zauważa Amerykanin Daniel Yergin, najwybitniejszy światowy znawca rynków energii, w swej nowej książce „The Quest”. Od geopolityki po wewnętrzny amerykański rynek energetyczny. Pojawiła się nagle alternatywa dla elektrowni węglowych, dostarczających w USA połowę elektryczności. I wyrosła też konkurencja dla energetyki jądrowej; gaz okazuje się tańszy i politycznie bezpieczniejszy od atomu.
Kiedy koniec ropy?
Podobnie odsuwa się w czasie wizja peak oil, czyli moment maksymalnego wydobycia ropy naftowej, po którym jej produkcja będzie już tylko spadać. Geologowie przekonują, że ropy w ziemi nie brakuje. Kolejne innowacje technologiczne: wiercenie horyzontalne, wydobycie ze źródeł ultragłębokich, coraz lepsze metody eksploatacji piasków bitumicznych – powodują, że i z tego powodu zmienia się energetyczna przyszłość świata i geopolityka.