W grudniu 1972 r. powróciła na Ziemię ostatnia z sześciu załóg, które dotarły na Księżyc w ramach projektu Apollo. Wkrótce po tym nasz najbliższy kosmiczny sąsiad został niemal całkowicie zapomniany. Wprawdzie w latach 1973–76 odwiedziły go trzy sondy radzieckie i jedna amerykańska, ale było to już tylko słabe echo wielkich bitew, jakie USA i ZSRR stoczyły w poprzednim 10-leciu na kosmicznym froncie zimnej wojny. Amerykanie wznowili badania po przeszło 20-letniej przerwie; Związek Radziecki – nigdy. Jego sukcesorka, Rosja, dopiero teraz przygotowuje łazik, który ma polecieć na Srebrny Glob w 2014 r.
W połowie lat 90. aż 75 proc. Księżyca nie miało dokładnych map, co samo w sobie skłaniało do zainteresowania się nim na nowo. Jeszcze silniejszym bodźcem były sensacyjne wyniki misji Clementine, podjętej w 1994 r. pod egidą Strategic Defense Initiative Organization – ciała powołanego do ucieleśnienia wizji słynnych Gwiezdnych Wojen Ronalda Reagana. Jej głównym celem było przetestowanie elementów wyposażenia satelitów wojskowych, ale przy okazji udało się wykonać opracowany przez NASA plan naukowy.
W ciągu dwóch miesięcy uzyskano 1,8 mln zdjęć Srebrnego Globu i przeprowadzono badania radarowe jego powierzchni. Bomba wybuchła, gdy po analizie danych ogłoszono, że w wiecznie zacienionych kraterach w pobliżu księżycowych biegunów mogą być znaczne ilości zamrożonej wody.
Woda cenniejsz niż złoto
Woda okazała się magnesem, który przyciągnął do Księżyca nie tylko Amerykanów, lecz także Chińczyków, Hindusów, Japończyków i Europejską Agencję Kosmiczną ESA. Łatwo to zrozumieć, gdy uprzytomnimy sobie, że była cenniejsza niż złoto: pod koniec lat 90.