Ziemniak nie ma szczęścia do Europy. Kiedy pod koniec XVI w. dotarł na nasz kontynent z Ameryki Południowej (gdzie uprawiano go od ok. 7 tys. lat), nie został dobrze przyjęty. Choć początkowo traktowany był jako egzotyczna ciekawostka i roślina ozdobna, z czasem zaczęto w nim widzieć śmiertelne zagrożenie. Kartoflane bulwy miały wywoływać rozmaite choroby, m.in. trąd, a nawet pochodzić od samego szatana. Kierując się tymi przesądami Burgundia na początku XVII w. ogłosiła się „strefą wolną od ziemniaków”.
Mimo rozpowszechnionych uprzedzeń oświeceniowi władcy z drugiej połowy XVIII w. zaczęli wręcz nakazywać uprawianie ziemniaków (dostrzegając ewidentne korzyści dla aprowizacji ludności). Tym bardziej że francuscy encyklopedyści zauważyli, iż na terenach, gdzie je sadzono i jedzono, nie występowały w większym nasileniu przypisywane im choroby (czytaj więcej: „Bulwa Belzebuba”, POLITYKA 13/09). Dziś trudno sobie wyobrazić polską czy niemiecką kuchnię bez ziemniaków. Mimo to pewien kartofel znów wywołuje strach Europejczyków.
Zieminiak firmy BASF
Współczesna „bulwa Belzebuba” nosi nazwę Amflora i jest produktem firmy BASF. Koncern ten, na wniosek przemysłu, zmodyfikował genetycznie jedną z odmian ziemniaka. Roślina ta normalnie wytwarza dwa rodzaje skrobi, ale tylko jedna (amylopektyna) jest przydatna do produkcji papieru, tekstyliów i kleju. Dlatego ziemniak BASF produkuje wyłącznie amylopektynę, co ma ogromne zalety dla przemysłu – nie trzeba na drodze chemicznej, w kosztowny i szkodliwy dla środowiska sposób, rozdzielać obydwu rodzajów skrobi, a cała zawartość bulwy kartofla nadaje się do wykorzystania.