Mickiewicz kontra Byron, czyli nieznośna lekkość diagnoz
Sytuacja polskiej humanistyki
Trwa w Polsce intensywna debata na temat jakości szkolnictwa wyższego, debata często utrzymana w tonie zbyt sensacyjnym, by cokolwiek dobrego mogło z niej wyniknąć. Niestety w ten właśnie ton wpisał się ostatnio artykuł profesora Grzegorza Gorzelaka, Dyrektora Centrum Europejskich Studiów Regionalnych na Uniwersytecie Warszawskim. Prof. Gorzelak zaczyna od kluczowej zasady nowoczesnej akademii, publish or perish, „publikuj albo giń”, a stosując ją jako kryterium oceny naszej nauki wskazuje na „przerażająco niską” jakość humanistyki i nauk społecznych w Polsce. Osobiście sądzę, że polska humanistyka na światowym tle powinna wyglądać o wiele lepiej niż dziś, ale mój głęboki opór budzi stawianie diagnoz bez próby poznania pacjenta, czyli bez podjęcia próby zrozumienia specyfiki nauk humanistycznych w ogóle i humanistyki polskiej w szczególności. Wychodząc od takich diagnoz otrzymamy recepty oparte na pozbawionych sensu wyliczeniach – wygodnych jedynie dla urzędników nauki w Polsce. Żadna obiecująca kuracja z tego wyniknąć nie może.
Zacznijmy od polskiej specyfiki. Po pierwsze, spośród państw pełnoprawnie uczestniczących w „zachodnim” obiegu naukowym, Polska jest jedynym dużym krajem, którego język narodowy nie należy do tzw. „języków konferencyjnych”. Inaczej niż Włoch, Hiszpan, Francuz, Niemiec, nie wspominając już o badaczach, których językiem ojczystym jest angielski – polski uczony publikujący w języku ojczystym z definicji nie wchodzi do ponad-lokalnego obiegu naukowego. Można oczywiście sugerować polskim humanistom publikowanie tekstów naukowych przede wszystkim w języku angielskim. Miałoby to jednak sens tylko w odniesieniu do niektórych dziedzin nauki (piszący te słowa tak właśnie postępuje – ale właśnie z uwagi na uprawianą dyscyplinę badawczą, a nie dla zasady).