Won J. Heo, 30-latek z Seulu, na co dzień pracuje w centrali LG Electronics. Jako jeden z szefów zespołu projektowego odpowiada za wygląd pralek, lodówek i innych sprzętów wychodzących z fabryk koreańskiego koncernu. Po pracy Won z pasją zajmuje się artystycznym designem i muzyką jazzową. Na skrzyżowaniu tych zainteresowań narodził się instrument, który nazwał Wave (ang. fala) – cylindryczny kształt, wyposażony w nadajnik ultradźwiękowy oraz procesor, który wykrywa odległość dłoni od urządzenia i na tej podstawie zmienia brzmienie emitowanego dźwięku. Granie na Wave polega na wykonywaniu skomplikowanych gestów nad instrumentem i przypomina magiczne, szamańskie sztuczki.
Na razie Wave istnieje jako prototyp, który widziało jedynie grono najbliższych znajomych. Projekt instrumentu powstał w komputerze Wona, a następnie został wyprodukowany za pomocą drukarki 3D. To urządzenie przypomina zwykłą drukarkę laserową, ale zamiast czarnego proszku tonera nakłada – warstwami o grubości ułamka milimetra – niezwykle wytrzymały plastik. I zamiast drukować jedynie na kartce papieru, robi to w przestrzeni – głowica porusza się we wszystkich trzech wymiarach. Wygląda to tak, jakby „z niczego” na podstawce urządzenia powoli rodził się nowy przedmiot.
Na razie to nic rewolucyjnego – takie drukarki od lat stoją np. w wielu studiach architektonicznych. Pracują na podstawie matematycznie rozpisanych, trójwymiarowych modeli w plikach CAD (projektanci wykorzystują je w pracy równie często, jak autorzy tekstów dokumenty Word). Ale ceny sprzętu do druku 3D w ostatnich dwóch latach spadły kilkunastokrotnie. Najtańsze modele to dziś wydatek 2–3 tys. zł (zestaw do samodzielnego montażu), zaawansowane, takie jak produkty amerykańskiej firmy MakerBot, kosztują 6–7 tys.