Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Nauka

Jest co wydać, ale na co?

Amerykańskie korporacje toną w rzece pieniędzy

W 2009 r. łączne zasoby gotówki największych firm amerykańskich wyniosły 5 bilionów dolarów. W 2009 r. łączne zasoby gotówki największych firm amerykańskich wyniosły 5 bilionów dolarów. Tracy O / Flickr CC by SA
Amerykańskie korporacje trzymają w kasie ponad 5 bln dol. To dużo więcej niż rezerwy walutowe Chin. Najwięcej pieniędzy zgromadziły firmy innowacyjne. Apple na przykład uzbierał 122 mld dol. Czy dałoby się je zamienić na miejsca pracy?
Polityczne wpływy bedą coraz bardziej potrzebne, bo potęga cyfrowych koncernów wzbudza słuszny niepokój, że nadchodzi nowa era monopoli.John Lund/Blend Images/Getty Images/FPM Polityczne wpływy bedą coraz bardziej potrzebne, bo potęga cyfrowych koncernów wzbudza słuszny niepokój, że nadchodzi nowa era monopoli.

Ekonomiści ciągle nie są pewni, jak długo światowa gospodarka będzie wracać do przedkryzysowej kondycji. Sytuacja w strefie euro nieustannie niepokoi. Jednak od europejskich zmagań ze wspólną walutą i kryzysem fiskalnym o wiele ciekawszym problemem jest zagadka amerykańskiego kapitalizmu. W połowie 2012 r. zarząd Rezerwy Federalnej (w USA odpowiednik banku centralnego) ogłosił raport sumujący zasoby gotówki amerykańskich korporacji spoza sektora finansowego. Księgowi doliczyli się 1,7 bln dol. Prawdziwa bomba wybuchła jednak dopiero wówczas, gdy do rachunków włączył się Internal Revenue Service (IRS), czyli służby podatkowe. Na podstawie pełnych raportów finansowych firm skarbowcy oszacowali, że już w 2009 r. łączne zasoby gotówki osiągnęły 5 bln dol. – większość trzymana jest w zagranicznych rajach podatkowych, dlatego umknęła analitykom Rezerwy. Nie umknął im natomiast fakt, że istnieją jeszcze banki: te zgromadziły 1,6 bln dol., czyli dwudziestokrotnie więcej niż w przedkryzysowym 2007 r.

Astronomiczne kwoty można by odczytać jako oznakę powrotu do zdrowia amerykańskiej gospodarki i jej gotowości do wyciągnięcia całego świata z nieustannego lęku przed stagnacją. Problem w tym, że jednocześnie, po raz pierwszy w historii kryzysów gospodarczych w Stanach Zjednoczonych, doskonała kondycja finansowa firm nie przekłada się na nowe miejsca pracy.

Robert Pollin, ekonomista z University of Massachusetts w Amherst policzył, że gdyby banki i korporacje ruszyły choć część zgromadzonej kasy, inwestując w nowe moce produkcyjne, w ciągu trzech lat powstałoby 19 mln nowych stanowisk, a bezrobocie w USA spadłoby poniżej 5 proc. W rezultacie zyskałby cały świat, bo dobry Amerykanin to pracujący Amerykanin – ma pieniądze na zakupy.

Polityka 02.2013 (2890) z dnia 08.01.2013; Nauka; s. 58
Oryginalny tytuł tekstu: "Jest co wydać, ale na co?"
Reklama