Kościół odstaje od współczesnego świata o 200 lat” – stwierdził jesienią 2012 r. kardynał Carlo Martini z Mediolanu. Ogłoszony tuż po śmierci hierarchy wywiad w „Corriere della Sera” wywołał poruszenie – Martiniego wskazywano jako kandydata na papieski tron po śmierci Jana Pawła II, starania uniemożliwiła rozwijająca się choroba. Krytyka z takich ust oznacza więcej niż krnąbrne wypowiedzi niepokornych duchownych, pokrzykujących gdzieś z peryferii katolicyzmu.
Dwa swiaty
Kościół ma problemy z nowoczesnością od samego jej początku, czyli od czasu narodzin nowożytnej nauki i nowych, eksperymentalnych metod badania rzeczywistości. Umieszczenie na indeksie ksiąg zakazanych „De revolutionibus” Kopernika, śmierć na stosie Giordano Bruno, upokarzający proces Galileusza to tylko kilka wydarzeń ilustrujących obronę starych struktur przed nowymi siłami. Brutalny i bezwzględny często opór wynikał ze słusznej obawy o utratę monopolu na prawdę. Mimo licznych prób pogodzenia obu światów, spór o rząd dusz i o monopol na prawdę tli się nieustannie, czasami wybuchając jasnym płomieniem.
Stało się tak na początku pontyfikatu Benedykta XVI, kiedy w lipcu 2005 r. ukazał się w „The New York Times” artykuł kardynała Christopha Schönborna, arcybiskupa Wiednia. Duchowny skrytykował w nim neodarwinowską teorię ewolucji, uznając, że jeden z filarów współczesnej biologii nie jest niczym więcej niż ideologią mijającą się z prawdą. Bo ta polega na nieustannym uczestnictwie Boga w dziele stworzenia i ewolucji form życia. Już sam tytuł artykułu „Znajdując projekt w naturze” wskazywał, że Schönbornowi bliższe były pseudonaukowe koncepcje kreacjonistów lansujących koncepcję inteligentnego projektu (Intelligent Design).