Budowlańcy śmiali się ze mnie, gdy im opowiadałem, że będę drukował domy – wspomina Behrokh Khoshnevis, profesor University of Southern California, gdzie kieruje Centrum Technologii Szybkiej Zautomatyzowanej Produkcji (CRAFT). Przyjechał do Stanów Zjednoczonych z Iranu w 1978 r. Gdy w jego kraju wybuchła rewolucja Chomeiniego, postanowił zostać na Zachodzie, by wziąć udział w innej rewolucji. – Zawsze interesowałem się wytwarzaniem rzeczy, na początku lat 80. zobaczyłem pierwsze próby produkowania obiektów metodą additive manufacturing, czyli druku trójwymiarowego, polegającego na precyzyjnym nakładaniu kolejnych warstw materiału – aż do uzyskania gotowego przedmiotu.
To sposób odwrotny do stosowanych powszechnie technik frezowania, czyli przemysłowego rzeźbienia, gdzie elementy powstają poprzez zdejmowanie zbędnych warstw. Druk 3D umożliwia uzyskiwanie kształtów, jakich nie da się osiągnąć na frezarce lub techniką odlewania. Inżynierowie NASA, amerykańskiej Agencji Badań Kosmicznych, testują nowy silnik rakietowy z wtryskiem paliwa złożonym z dwóch „wydrukowanych” elementów. Zbudowanie podobnego podzespołu tradycyjnymi metodami wymagało użycia 115 części.
Problem precyzji
Druk 3D to mniej części, mniejsze ryzyko awarii, a także znaczna oszczędność wyjściowego materiału oraz możliwość tworzenia kształtów nie do uzyskania w inny sposób. Nic dziwnego, że nowa metoda stosowana jest powszechnie w przemyśle lotniczym – najnowszy amerykański myśliwiec F-35 może mieć nawet 900 „wydrukowanych” podzespołów, pasażerski Boeing 787 Dreamliner – około 30.