Czerwone berety w kukurydzy
Czerwone berety w kukurydzy. Jak żurawie pokochały Polskę
Aż dziw, że polskie rządy jeszcze nie wciągnęły żurawia na swoje sztandary. W latach 80. w Polsce gnieździło się około 800 par tych ptaków, dziś już dobrze ponad 15 tys. To prawie połowa populacji całej Unii Europejskiej, a polskich gniazd nadal przybywa. Spośród dużych ptaków i takich, o których każdy słyszał (choć już nie do końca wie, jak one wyglądają), właśnie żurawie odnoszą największe sukcesy i są niekwestionowanymi ptasimi zwycięzcami transformacji. Co prawda populacja bielika, fantazyjnie odwzorowanego na polskim godle, też szybko rośnie, podobnie liczebność zwiększają gęś gęgawa, bocian czarny i łabędź niemy, ale żaden z nich – no, może z wyjątkiem łabędzia dającego się zimą karmić z ręki – nie przeszedł równie głębokiej rewolucji. Najłatwiej przekonać się o tym wczesną jesienią.
Jeśli maj jest miesiącem słowików, to październik należy do żurawi. Dziesiątki tysięcy tych ptaków ciągną na południe Europy i do Afryki Północnej. Raczej im się nie spieszy, wędrują powoli, a po drodze zatrzymują się na odpoczynek. Lecą w dzień i śpią w nocy. Spędzają ją wspólnie w bezpiecznych, podmokłych i co roku tych samych miejscach, które ornitolodzy nazywają noclegowiskami. Ptaki wybierają najczęściej płytkie rozlewiska, stawy rybne, śródleśne bagna, duże trzcinowiska w zatokach jezior, łąki, a ostatnio pola uprawne, także te pozbawione wody. Przy okazji takich zgromadzeń organizują najbardziej widowiskowy spektakl wczesnej jesieni.
Październikowe mgliste poranki zazwyczaj pozbawione są wiatru, grania świerszczy i odgłosów innych zwierząt (chyba że blisko trwa rykowisko jeleni), stąd w porównaniu z wiosennymi albo letnimi świtami są ciche. Tymczasem melodyjny głos żurawi jest bardzo donośny, w sprzyjających warunkach może być słyszany aż z 2–3 km.