Producenci telewizorów zdają się porzucać ideę przekazu trójwymiarowego na rzecz jego zakrzywiania. Unia Europejska prostowała banany, Japończycy wyginają telewizory. Samsung, LG, Sharp i inni proponują gigantyczne, nawet 100-calowe odbiorniki o coraz bardziej modnej rozdzielczości 4K. Nowe telewizory wyświetlają obraz o kinowych proporcjach 21:9, dlatego też właśnie powierzchnia matryc OLED jest delikatnie zakrzywiona, by zapewnić wrażenie obejmowania widza i jednolitą jakość wrażeń wzrokowych – tak jak w najlepszych kinach z ekranami dużego formatu. LG idzie nawet dalej – użytkownik sam może dobierać krzywiznę ekranu. To zapewne zapowiedź nowych „wojen telewizyjnych”. Niełatwe zadanie, bo, jak wiadomo, odbiorniki mają już wszyscy zainteresowani, a reszta ogląda TV w komputerach.
Znów rewolucja
4K – za tym symbolem kryje się następna rewolucja w elektronice użytkowej. Oznacza on odtwarzacze, telewizory i kamery filmowe oferujące obraz o rozdzielczości poziomej rzędu 4000 pikseli (POLITYKA 39/13). Można się spierać, po co komu jakość zdradzająca widzom, który z ich ulubionych aktorów i w jaki sposób przechodził ospę wietrzną, ale postęp w tej dziedzinie jest nieunikniony – bo generuje zyski. Większość producentów rejestratorów wideo proponuje więc na CES kamery 4K. Panasonic ma ich co najmniej dwie. Jedna jest maleńka, można ją przytroczyć do dowolnego obiektu, z głową użytkownika włącznie, i przypomina zeszłoroczny model HX-A100. Wieść głosi, że ta sama firma przygotowuje także nową, profesjonalną kamerę 4K do złudzenia przypominającą znakomity model GH3, także formatu mikro cztery trzecie – i to za cenę nieprzekraczającą 2 tys.