Badania prenatalne w Polsce uważane są przez niektórych za badania aborcyjne. „Diagnostyka prenatalna przekształca się w polowanie na chore dziecko, by nie dopuścić do jego urodzenia” – oświadczył niedawno prof. Bogdan Chazan, który odmawia wykonywania legalnych aborcji, powołując się na klauzulę sumienia. Jej zwolennicy wysuwają również argument, że kobiety, decydując się na amniopunkcję (podczas której trzeba nakłuć pęcherz płodowy, by móc pobrać próbki do badania genetycznego), narażają dzieci na śmierć, gdyż ryzyko poronienia po takim zabiegu wynosi od 0,5 do 1 proc.
– Ostatnie doniesienia mówią nawet o mniejszym niebezpieczeństwie, ale niezależnie od coraz lepszego sprzętu i użycia coraz cieńszych igieł, konieczność nakłucia macicy zawsze wywoływać będzie u kobiet lęk i stres – przyznaje dr hab. Piotr Węgrzyn z I Kliniki Ginekologii i Położnictwa Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Inwazyjne badania prenatalne – a wspomniana amniopunkcja do takich właśnie należy – to jednak już niejedyna metoda sprawdzenia, czy płód nie jest obciążony poważnymi wadami genetycznymi.
– Rozwój badań molekularnych tak bardzo przyspieszył, że jesteśmy świadkami początku nowej ery – nie ukrywa satysfakcji prof. Piotr Stępień z Instytutu Genetyki i Biotechnologii Uniwersytetu Warszawskiego oraz Instytutu Biochemii i Biofizyki PAN. – Wystarczy, by ciężarna kobieta oddała do badania 10 ml krwi z żyły łokciowej i można w niej zbadać fragmenty DNA płodu.
Zbawienne markery
Już w 1997 r. zaobserwowano, że w krwiobiegu matki krąży płodowy DNA, reprezentujący cały genom dziecka. – Odkrycie to przyczyniło się do zmiany powszechnie obowiązującego poglądu o nieprzenikaniu przez barierę łożyskową pomiędzy matką a płodem cząsteczek kwasów nukleinowych – mówi dr Sylwia Rzońca z Zakładu Genetyki Medycznej Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie.