Mężczyźni nie lubią, kiedy to ja odbieram od nich pojemniczek z nasieniem – wyznaje młody pracownik jednej z klinik leczących niepłodność. Gdy zaczynał pracę w tutejszym laboratorium, wydawało mu się, że magistrowi biologii w białym fartuchu będzie łatwiej skruszyć męskie zawstydzenie. – Ale jest odwrotnie, lepiej reagują na koleżanki w recepcji – narzeka.
Przed pokojem, w którym odbywa się „pobór materiału” (jesteśmy w placówce medycznej, więc nikt nie napisze na drzwiach, że to „pomieszczenie do masturbacji”), na swoją kolej czeka trzech smutnych panów. Obok jednego nawet kobieta, najpewniej żona, która przyszła dodać otuchy mężowi, a być może za chwilę zniknie z nim za drzwiami. Pozostali będą mogli liczyć na kilka filmów, kolorowe świerszczyki, no i własną wyobraźnię. Następnie muszą zanieść „materiał” do rejestracji i tu okazuje się, że gdy odbiera go Marek, mężczyźni wstydliwie spuszczają wzrok. – Jakby się obawiali, że gdy powierzą mi swój cenny dar, będę z politowaniem zerkał, ile go wyprodukowali – wyznaje.
Po pierwsze – poddać się badaniu
W klinikach leczących niepłodność pryska mit męskiej wszechmocy. Jak trudno namówić mężczyzn do zbadania nasienia, najlepiej widać na forach internetowych, gdzie nie oni, tylko ich partnerki – zakłopotane przedłużającym się wyczekiwaniem na ciążę – wymieniają poglądy w tej sprawie. „Jeśli mu opiszę cały przebieg badania, to może szybciej podejmie decyzję” – zastanawia się Aga, licząc na podpowiedzi od bardziej doświadczonych internautek, jakiego powinna użyć fortelu. „Opowiedz mu swoje wizyty u ginekologa – sugeruje jedna z nich. – Co ty musisz przełamać w sobie, idąc na taką wizytę”.