Medycyna bywa nieprzewidywalna. Dlatego gdy prof. Jacek Białkowski, krajowy konsultant w dziedzinie kardiologii dziecięcej, rozmawia z rodzicami chorych dzieci przed wyborem najlepszego dla nich leczenia, bardzo się pilnuje, by nie rozbudzać fałszywych nadziei. – Można nowe metody przedstawić w hurraoptymistycznym świetle, ale to się zemści, gdyby jakiś ważny szczegół, nawet przypadkiem, został zatajony.
Nie są to łatwe spotkania. Profesor rysuje, pokazuje na modelu serca jego pracę, wyjaśnia konsekwencje zaniechania decyzji. A na końcu pyta: Jesteście gotowi, abyśmy mogli wykonać ten zabieg? I wtedy wyczekująco zawiesza głos. – W wielu wypadkach jestem do czegoś całkowicie przekonany, ale żadne argumenty nie trafiają. Możemy rozmawiać godzinę, dwie, nawet pół dnia, ale to rodzice ostatecznie muszą podjąć suwerenną decyzję. Ja mogę tylko doradzić – mówi. Często więc tłumaczy, że są metody stosowane od półwiecza, ale z nowych, znanych od kilku lat, warto skorzystać, bo wyglądają na lepsze. Problem w tym, że w dłuższej perspektywie trudno czasem przewidzieć odległe skutki.
Do Kliniki Wrodzonych Wad Serca i Kardiologii Dziecięcej w Zabrzu, którą na co dzień kieruje prof. Białkowski, trafiają pacjenci z całej Polski, gdyż przeprowadzane tu zabiegi są pionierskie i unikatowe. Tutejszy zespół wyspecjalizował się w zamykaniu otworów w przegrodach serca – najczęstszej wadzie, jaka może przytrafić się noworodkom. Z takimi niepotrzebnymi otworami, zwanymi fachowo ubytkiem w przegrodzie międzyprzedsionkowej lub międzykomorowej, rodzi się w Polsce kilka tysięcy dzieci rocznie.
Zamykają je tu najczęściej tak, jak w ośrodkach kardiologii inwazyjnej leczy się u dorosłych zawały serca – bez przecinania mostka i otwierania klatki piersiowej, lecz za pomocą cewnika wkładanego do żyły w pachwinie.