BBC rzadko jest źródłem kontrowersji. Pomijając prowokacje Jeremiego Clarksona z „Top Gear”, który swoimi poczynaniami nieomal doprowadził do drugiej wojny o Malwiny-Falklandy, korporacja ta dostarcza treści politycznie poprawnych i faktograficznie nieposzlakowanych. Tym większe było oburzenie widzów spowodowane parę lat temu przez niedźwiadki polarne, bohaterów przyrodniczego serialu dokumentalnego „Frozen Planet” (Zamarznięta Ziemia). Mimo że głos zza kadru dał do zrozumienia (nie wprost), iż scena ich narodzin została sfilmowana „pod śniegiem Arktyki”, realizatorzy ujawnili potem, że niedźwiedzie sfilmowano w berlińskim zoo. Nie wszyscy widzowie przyjęli tę drobną nieścisłość życzliwie.
Sprzeciw byłby prawdopodobnie mniejszy, gdyby narratorem serialu nie był Sir David Attenborough. On też, choć niechętnie, zabrał głos w sprawie, zapewniając, że gdyby ekipa filmowa zdecydowała się dokumentować chwile niedźwiedziego przyjścia na świat w okolicznościach nieskalanej obecnością człowieka przyrody, to matka niedźwiedzica pożarłaby albo własne małe, albo ekipę. Anegdota ta ilustruje miarę zaufania, jakim widzowie na całym świecie darzą Attenborougha. Sugeruje też, że dychotomia prawdy i fałszu może wzbudzać emocje także poza wydziałami filozofii. Dowodzi wreszcie, że przyrodnicze serie BBC niezmiennie nie mają sobie równych.
Szacunek, którym się cieszy zbliżający się do dziewięćdziesiątki Attenborough, jest całkowicie zasłużony. BBC, jaką znamy i kojarzymy z monumentalnymi seriami – „Civilization”, „The Ascent of Man”, „America”, z trylogią „Life” – „Life on Earth” (Życie na Ziemi), „The Living Planet” (Żyjąca planeta), „The Trials of Life” (Na ścieżkach życia) – jest w ogromnej mierze zasługą tego przyrodnika, którego szczęśliwym zrządzeniem losu w latach 40.