Dopytywanie o wzwód członka w gabinecie lekarza rodzinnego bywa krępujące. Zwłaszcza gdy 50-letni pacjent przyszedł wyjaśnić przyczynę palpitacji serca i nadciśnienia, a nie zdaje sobie sprawy, że pierwszym objawem miażdżycy może być brak erekcji. Jeszcze bardziej się obruszy, kiedy podczas zbierania wywiadu lekarz zapyta go również, czy chrapie. Co to ma wspólnego z jego dolegliwościami? Nawet jeśli w nocy dostaje regularne kuksańce od żony, to jeszcze nie powód, by zdradzać tajemnice alkowy.
Przez długie lata tematu nie było. Polacy, rzec można, chrapali bezkarnie. Gdy kilka lat temu wyrastające jak grzyby po deszczu prywatne kliniki laryngologiczne zaczęły zwabiać ich oryginalnymi metodami likwidującymi tę przypadłość, o zagrożeniach wynikających z nieleczonego chrapania można było tu i ówdzie przeczytać. Ale moda minęła. Podobnie jak efekty tamtych zabiegów, utrzymujące się z reguły przez 5–6 lat.
Niestety, choć dolegliwość jest powszechna, medycyna nie bardzo potrafi uporać się z tym problemem. Doraźnie, gdy ktoś łagodnie chrapie po alkoholu, wystarczy go przewrócić na bok. Gdy przyczyną są przerośnięte migdałki lub skrzywiona przegroda nosa, operacyjnie można udrożnić górne drogi oddechowe. Ale kiedy problem tkwi w zbyt wiotkim podniebieniu, jego uniesienie i usztywnienie stanowi nie lada wyzwanie. Opatentowano już wiele metod: z użyciem laserów, implantów, rozmaitych fal poszerzających cieśń gardła, lecz efekty nie u wszystkich są długotrwałe. A u pacjentów z tzw. bezdechami, u których pozornie błaha dolegliwość zagraża życiu, skuteczność bywa najmniejsza. Jednak jakoś leczyć się trzeba! Zwłaszcza że od tego roku za ukrywanie chrapania i bezdechów sennych można stracić prawo jazdy.
Spać nie dajesz
Podobno bezdech senny trudno przed lekarzem zataić.