W Lattes koło Montpellier archeolodzy natrafili na restaurację z I w. p.n.e. – najstarszą we Francji portową tawernę. Gdy w budynku przy porcie odkopano paleniska i młyny, okrzyknięto go piekarnią, ale kiedy w kolejnym sezonie odsłonięto dużą salę jadalną, pełną potłuczonych naczyń, ości ryb i kości zwierząt, przeważyła opinia, że to tawerna. Jedynym, co podważa tę teorię, jest brak monet, którymi płacono za strawę i trunki, ale resztki pokonsumpcyjne wydają się zbyt liczne jak na pozostałości po prywatnych ucztach. Lattes (łac. Lattara), skromna osada rybacka, zmieniła się w port dopiero pod wpływem Rzymian w I w. p.n.e. Zsiadający ze statków kupcy z Grecji, Italii i Hiszpanii musieli mieć gdzie zjeść i wypić. Lokale gastronomiczne w rzymskim stylu stanowiły ważny element romanizacji podbijanych terenów, a w Galii przyjęły się wyjątkowo szybko, bo jej mieszkańcy słynęli z zamiłowania do biesiad i słabości do alkoholu. Stosy potłuczonych naczyń na wino z Lattes dowodzą, że biesiadujący z pewnością za kołnierz nie wylewali.
Fast food pompejański
W owym czasie w samym Rzymie do knajp chodzili nie tylko marynarze i turyści. Jedzenie na mieście stanowiło dla klas niższych konieczność, ponieważ w kwartałach mieszkalnych (insulach), zabudowanych wielopiętrowymi kamienicami, najtańsze pokoje na wynajem nie miały kuchni. – Własna kuchnia była rodzajem luksusu, dlatego na uczty w domach stać było tylko najzamożniejszych. Ale jadając na mieście, wcale nie trzeba było opuszczać insuli, bo w obrębie tych samowystarczalnych ekonomicznie organizmów zazwyczaj był jakiś sklep i knajpa – tłumaczy prof. Piotr Dyczek z Ośrodka Badań nad Antykiem UW.
Oczywiście największe nagromadzenie jadłodajni znajdowało się tam, gdzie tłumy ludzi robiły interesy lub szukały rozrywki, czyli przy forach, łaźniach bądź teatrach.