Im bliżej lata, tym bardziej rosną w USA obawy przed wirusem Zika. Nadchodzi czas wakacji, więc częstszych wyjazdów, a wraz ze wzrostem temperatury i wilgotności przybędzie komarów, w których namnaża się ten zarazek i które przenoszą go na człowieka. Jeśli spojrzeć na mapę Ameryki Północnej, granica ich przewidywanego zasięgu dochodzi na Wschodnim Wybrzeżu aż do Kanady, więc nie są to już tylko regiony subtropikalne.
Zbliża się też czas igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro, a Brazylia, najprawdopodobniej za sprawą plag wspomnianych owadów, stała się dla wirusa Zika szczególnie gościnnym gospodarzem. W sierpniu przyjadą tu tysiące sportowców i kibiców z całego świata. Jeśli na miejscu dopadnie ich infekcja, wrócą z nią do swoich krajów i epidemia zawędruje nawet tam, gdzie dziś jej jeszcze nie ma.
Choroby zakaźne zawsze wzbudzają niepokój z uwagi na ryzyko szybkiego rozprzestrzeniania. A co dopiero te, o których niewiele wiadomo. Aby dowiedzieć się więcej, potrzebne są badania. Naukowcy lobbują więc, by szybko otrzymać na nie pieniądze i idą do mediów z alarmującymi informacjami, które mają wpłynąć na finansowych decydentów.
Szybko znajdą się wyznawcy teorii spiskowych, którzy oznajmią, że zagrożenie jest celowo wyolbrzymiane przez uczonych, by dzięki zbiorowej histerii zdobyć większe fundusze. Można powiedzieć: nihil novi. Zachowanie ludzi wobec epidemii zawsze oscylowało między nadmierną ostrożnością a paniką.
Prawda jest jednak taka, że na temat wirusa Zika wiadomości są wciąż skąpe, a te, którymi dysponowano do tej pory (pierwszy przypadek zakażenia opisano w Ugandzie już w 1947 r.