Nie na tym polegał plan. Do swojej pracy doktorskiej Dawid Surmik miał po prostu opisać kości gadów morskich sprzed około 250 mln lat. Powinien był określić, z jakiej części szkieletu pochodzą i do jakiego zwierzęcia należały za życia. To żmudna, niełatwa, lecz standardowa procedura w paleontologii. Ale młody badacz zdecydował, że pójdzie inną drogą.
– Jedna z kości, którą dostałem do badania, wyglądała dość nietypowo – wyjaśnia. – Pochodziła ze zbiorów Muzeum Wydziału Nauk o Ziemi Uniwersytetu Śląskiego i miała brunatnoczerwoną jamę szpikową. Miałem przygotowane przekroje tej kości. Oglądając je pod mikroskopem, zauważyłem struktury przypominające naczynia krwionośne.
W paleontologu wzbudziła się nadzieja, że w tych kościach można znaleźć coś jeszcze ciekawszego: oryginalne cząsteczki organiczne, być może białka sprzed 250 mln lat! A czegoś takiego jeszcze nie znano. Mimo ryzyka niestandardowe pomysły młodego badacza poparła opiekunka naukowa jego pracy doktorskiej, dr hab. Barbara Kremer z Instytutu Paleobiologii PAN w Warszawie. – Kopalne kości zwykle bada się pod kątem tego, jak wyglądają – wyjaśnia swoją decyzję. – Rzadko zagląda się do ich wnętrza. A warto to robić.
Sygnał DNA
Prawdę mówiąc, nie ma co się dziwić niechęci uczonych do szukania cząsteczek organicznych w skamieniałościach. Gdy zwierzę umiera, jego tkanki miękkie znikają w bardzo szybkim tempie. DNA, w którym zapisane są informacje genetyczne, rozpada się. Na pozostałości tkanek miękkich rzucają się tabuny padlinożerców – zarówno dużych, jak i mikroskopijnych.