Mit 1: inwigilacja dotyka tylko kryminalistów, zwykli ludzie mogą spać spokojnie
Bracia Strugaccy napisali, że „porządny obywatel powinien obawiać się ludzi, którzy twierdzą, że porządny obywatel nie ma się czego obawiać”. Prawo do prywatności nie jest czymś, z czego powinniśmy rezygnować tylko dlatego, że „nie mamy nic do ukrycia”. Inwigilacja, która nie podlega kontroli sądu (a tak jest w nowej ustawie), łatwo może prowadzić do szantażu przez służby nawet zwykłych, niewinnych obywateli. Dodatkowo tego typu mechanizmy przesuwają równowagę sił od obywatela w kierunku władzy, co może prowadzić do powstania miękkiego totalitaryzmu.
Argumentacja dotycząca „zwykłych ludzi”, nawet jeśli byłaby poprawna w przypadku uczciwych funkcjonariuszy, załamuje się w przypadku skorumpowanych policjantów bądź agentów służb, którzy dzięki temu zyskują więcej kontroli nad obywatelami i lepsze sposoby, aby ukryć swoją korupcję.
Mit 2: jestem zbyt mało ważny, żeby ktokolwiek mnie podsłuchiwał
Nowoczesne technologie pozwalają na podsłuchiwanie i nagrywanie w zasadzie masowo. Nie ma technicznych przeszkód, aby np. nagrywać wszystkie rozmowy telefoniczne w Polsce. Podobnie rzecz się ma z nieszyfrowanym transferem danych. Dostęp do nagranych dzisiaj rozmów służby mogą wykorzystać choćby za pół wieku – w USA obecnie ponad 80 proc. wszystkich rozmów telefonicznych jest nagrywanych przez NSA (Narodową Agencję Bezpieczeństwa). Należy zakładać, że wszystko, co robimy w sposób niezabezpieczony, będzie zarejestrowane na wieki.
Dlatego może się okazać, że za kilka/kilkanaście/kilkadziesiąt lat, kiedy będziemy np.