Agnieszka Krzemińska: – Piękną Palmyrę, starożytne miasto-oazę na pustyni w Syrii, zwano kiedyś perłą pustyni, ale polscy archeolodzy mówią o niej po prostu nasza Palmyra i mają do tego prawo, bo prowadzą wykopaliska na jej terenie od 1959 r. Jak tam trafiliśmy?
Tomasz Waliszewski: – Prof. Kazimierz Michałowski pracował wówczas w Egipcie, a ponieważ był on połączony z Syrią unią polityczną, poradzono mu, by pojechał też do Damaszku, który chce z Polską nawiązać współpracę. Profesor z dnia na dzień zdecydował się na Palmyrę, bo na miejscu byli już zainteresowani nią Niemcy. Najdłużej Palmyrę badał jednak prof. Michał Gawlikowski, który był tam jeszcze w 2011 r. z ostatnią polską misją po to, by znaleźć postument, na którym umieszczona była kamienna tablica z wyrytą tzw. taryfą palmyreńską, wykazem ceł nakładanych na towary wwożone i wywożone z oazy z II w. n.e. Tablicę wyjęto na zamówienie jednego z książąt rosyjskich w 1901 r. i za zgodą władz tureckich wywieziono do Ermitażu. Znaleźliśmy ten postument, symbolicznie zamykając historię badań Palmyry. Później mogliśmy jedynie obserwować to, co w starożytnym mieście wyprawiają dżihadyści.
Najpierw Daesz wysadził świątynię boga Balszamina, potem boga Bela, niektóre wieże grobowe i łuk palmyreński, otwierający liczącą 1200 m kolumnadę wzdłuż głównej ulicy. Zamordowano też emerytowanego dyrektora muzeum Khaleda al-Asaada, świetnie znanego polskim badaczom.
Palmyra zaistniała w mediach latem i jesienią zeszłego roku za sprawą tzw. poniedziałków palmyreńskich, bo dżihadyści niemal co poniedziałek wrzucali do internetu kolejne filmiki dokumentujące zniszczenia, podrzucając Zachodowi temat do dyskusji na kolejny tydzień.