Od pewnego czasu utrwalamy w formie filmów, które dołączamy do POLITYKI, portrety najwybitniejszych myślicieli epoki, ze szczególnym uwzględnieniem tych, którzy mieli/mają odwagę, by w swoich dociekaniach nie podporządkowywać się normom i paradygmatom. Barbour, który po obronie doktoratu przez ponad 40 lat pracował poza Akademią, utrzymując się z tłumaczeń naukowej literatury rosyjskiej, to idealny kandydat do cyklu „Pionierzy”: nieprzystający do schematów, ale zarazem, mimo całej osobności, pozytywnie zweryfikowany przez środowisko uniwersyteckie, publikujący rzadko, ale za to w najbardziej szanowanych periodykach.
Już kilka lat temu w POLITYCE 38/11 opublikowaliśmy rozmowę z nim, w której przedstawiał swą frapującą teorię mówiącą o tym, że upływ czasu to złudzenie, a sam czas to uniemożliwiający nam dalszy postęp bagaż, który targamy od kilkuset lat. Barbour przekonywał, że jeśli wyrzucimy czas ze zbioru pojęć podstawowych, to, być może, uda się wreszcie doprowadzić do wypatrywanego od dawna zespolenia dwóch wielkich teorii fizycznych – ogólnej teorii względności i mechaniki kwantowej. Wreszcie o tym, co największe (galaktyki, gwiazdy, czarne dziury itd.), można by było mówić językiem tej samej matematyki, co o rzeczach najmniejszych. Dziś obie te sfery wymykają się wspólnemu opisowi, co nie ma większego znaczenia w przypadku większości zjawisk, ale uniemożliwia zrozumienie procesów ekstremalnych, na przykład Wielkiego Wybuchu.
Barbour w naszym filmie wyjaśnia, skąd wzięła się jego idea bezczasowości.