Marcin Rotkiewicz: – Zacznijmy od pewnego stereotypu…
Dr inż. Urszula Stachewicz: – Niech zgadnę: co robi kobieta w Akademii Górniczo-Hutniczej, na dodatek na Wydziale Inżynierii Metali i Informatyki Przemysłowej?
No właśnie, bo panie podobno omijają szerokim łukiem uczelnie techniczne.
Rzeczywiście, nadal jest przewaga mężczyzn wśród studentów i kadry naukowej, ale to się zmienia. Poza tym nie ma powodów, dla których np. inżynieria materiałowa – moja dziedzina – miałaby być nieatrakcyjna dla kobiet. No i – jak pan widzi – w mojej pracowni, w której teraz rozmawiamy, kobiety są w przewadze: dwie do jednego.
Od początku ciągnęło panią w kierunku nauk technicznych?
Tak. W liceum bardzo lubiłam matematykę i fizykę, które szły mi znacznie lepiej niż język polski, choć mój tata był polonistą. Po maturze wybrałam AGH w Krakowie i inżynierię materiałową, bo od początku chciałam się zajmować biomateriałami, czyli badaniami związanymi z materiałami dla medycyny.
Ale pracę magisterską napisała pani już za granicą.
Na piątym roku studiów wyjechałam do Niemiec, gdyż mój wydział zawarł umowę pozwalającą na otrzymanie podwójnego dyplomu: AGH i Uniwersytetu w Münster. Odbyłam też w Niemczech praktykę w bardzo dobrym ośrodku badawczym, Max Planck Institute of Colloids and Interfaces, gdzie napisałam pracę magisterską.
Czego ona dotyczyła?
Ludzkich kości. Sporządziłam mapę zawartości wapnia w pewnych małych strukturach – osteonach – tworzących nasze kości. Od tego zależą bowiem ich właściwości mechaniczne, czyli twardość i elastyczność.