Paweł Walewski
7 marca 2017
Tajemnice choroby Alzheimera
Potyczki z alzheimerem
Poszukiwania nowych leków na chorobę Alzheimera wiążą się z nowymi hipotezami na temat jej przyczyn.
Jest naukowcem, który przez długie lata kierował niewielkim laboratorium w znanym amerykańskim centrum medycznym. „Najczęściej jedynymi efektami naszej pracy była satysfakcja z własnych odkryć, ale poszukiwaliśmy też leków na nieuleczalne choroby” – napisał w liście skierowanym do znanego filozofa Kwame Anthony Appiaha, który na łamach „The New York Times” prowadzi kolumnę z odpowiedziami na etyczne dylematy czytelników. „Jesteśmy coraz bliżsi odkrycia nowej technologii, która może pomóc wyleczyć chorobę Alzheimera – brzmiała dalsza część listu (opublikowanego 12 lutego br.
Jest naukowcem, który przez długie lata kierował niewielkim laboratorium w znanym amerykańskim centrum medycznym. „Najczęściej jedynymi efektami naszej pracy była satysfakcja z własnych odkryć, ale poszukiwaliśmy też leków na nieuleczalne choroby” – napisał w liście skierowanym do znanego filozofa Kwame Anthony Appiaha, który na łamach „The New York Times” prowadzi kolumnę z odpowiedziami na etyczne dylematy czytelników. „Jesteśmy coraz bliżsi odkrycia nowej technologii, która może pomóc wyleczyć chorobę Alzheimera – brzmiała dalsza część listu (opublikowanego 12 lutego br.). – Badając geny u osób we wczesnym stadium choroby, wynaleźliśmy metodę transferu genów, które zatrzymały uszkodzenie mózgu i przywróciły pamięć”. Eureka! Autor pisze jednak dalej, że dowiedział się, iż sam należy do grupy osób, u których w średnim wieku rozpoznano to schorzenie. „Skoro dostępne kuracje nie są skuteczne, czy nie mówiąc nikomu, mogę wypróbować na sobie naszą nową metodę? Czy mam prawo tak postąpić przed rozpoczęciem badań klinicznych, skoro mogę ich nie doczekać, bo demencja odbierze mi wszystko? To skok na głęboką wodę, nieodwracalny i może niebezpieczny. Ale czy zły?” Z etycznego punktu widzenia, twierdzi Appiah, nie ma żadnych przeciwwskazań. Historia medycyny zna mnóstwo przykładów badaczy, którzy na własne ryzyko i w tajemnicy przed współpracownikami wykonywali eksperymenty na sobie. Tak postąpił Jonas Salk ze szczepionką na polio, Barry Marshall wypił zawiesinę bakterii, by udowodnić ich związek z wrzodami żołądka, a prof. Ryszard Gryglewski wraz z prof. Andrzejem Szczeklikiem wstrzykiwali sobie rozkurczającą naczynia prostacyklinę, by na własnej skórze przekonać się o jej działaniu. Wszystkie te historie odbywały się jednak w czasach, gdy komisje bioetyczne nie prowadziły wnikliwej weryfikacji i nie były wyczulone na stosowanie niesprawdzonych terapii na ludziach. Autor listu do „The New York Times” zdecydował się pozostać anonimowy pewnie nie tylko dlatego, by diagnozę krępującej choroby pozostawić w tajemnicy, ale też by nie narazić się na sprzeciw środowiska naukowego wobec jego ryzykownej decyzji. Co jednak robić, skoro tyle dotychczasowych prób leczenia choroby Alzheimera zawiodło? „Gdzie się podziały pieniądze, które włożono w badania nad nowymi lekami mającymi ulżyć chorym i ich rodzinom?” – pyta na łamach styczniowego „New Scientist” autor artykułu opisującego zapaść w poszukiwaniu skutecznej terapii alzheimera. Tylko jedna z wielu firm farmaceutycznych, Eli Lilly, wydała na to przez 30 lat aż 3 mld funtów. W Stanach Zjednoczonych Narodowe Instytuty Zdrowia w ciągu roku przeznaczają na ten sam cel ponad pół miliarda dolarów. I wszystko, co można obecnie zaoferować pacjentom, to jedynie leki spowalniające postęp choroby w ograniczonym zakresie i nie u wszystkich. Stosując je, udaje się stłumić niektóre objawy, a więc kupić trochę czasu – i tyle. Jak wylicza „New Scientist”, żaden ze 123 preparatów opisywanych w mediach między 1998 a 2014 r. (często w hurraoptymistycznym tonie, jakby skuteczna kuracja była tuż za rogiem) nie spełnił pokładanych nadziei. Toksyczne białka Może kierunek badań nie jest właściwy? Albo rewizji wymaga – po latach chybionych eksperymentów – spojrzenia na przyczynę tej choroby? Podczas naturalnego starzenia neurony w mózgu giną z różnych powodów, na przykład pod wpływem szkodliwego działania wolnych rodników lub niedokrwienia. W chorobie Alzheimera szkodnikami są toksyczne białka: w tkance mózgowej pojawiają się złogi beta-amyloidu, a wnętrze neuronów wypełnia zwyrodniałe białko tau (podstawowy marker w tym schorzeniu). – Ale nadal nie wiadomo, co zapoczątkowuje ten proces – przyznaje prof. Maria Barcikowska-Kotowicz, kierownik Kliniki Neurologii z Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA w Warszawie. Owszem, diagnostyka w ostatnich latach nabrała tempa. Dzięki niej przekonano się, że wspomniany beta-amyloid gromadzi się w mózgu bezobjawowo przez 10, 15, a nieraz nawet 20 lat i dopiero gdy zginie ok. 60 proc. neuronów hipokampu – struktury, która odpowiada za procesy pamięciowe i przypomina kształtem konika morskiego – chory zaczyna to odczuwać jako początek demencji. Ale pojawiają się wątpliwości, czy rzeczywiście beta-amyloid to właściwy cel leczenia. Bo na przykład w opublikowanych w marcu 2016 r. na łamach „Science Translational Medicine” wynikach badań beta-amyloidu zespół neurologów z Massachusetts General Hospital w Bostonie dopatruje się w nim raczej czynnika, który niszczy patogeny lub w jakiś sposób jest z nimi związany. W mysich mózgach podczas prowadzonych eksperymentów blaszki amyloidu gromadziły się w trakcie rozwijającej się infekcji i wydłużały przeżycie. Czyżby białko, które uchodzi dziś za szkodnika, miało być w rzeczywistości białkiem odpornościowym, a u podstaw choroby Alzheimera leżała infekcja zapalna? – Nic nowego – komentuje prof. Barcikowska-Kotowicz, która od ponad 20 lat uważnie przygląda się wszystkim badaniom próbującym wyjaśnić tajemnicę demencji i chorób neurodegeneracyjnych. – Wśród przyczyn uruchamiających kaskadę zmian w mózgu brano już w przeszłości pod uwagę stan zapalny wywołany rozmaitymi wirusami. Nie wykluczał też tego sam Alojz Alzheimer, który na początku XX w. po raz pierwszy ogłosił światu, że w mózgach badanych po śmierci pacjentów z utraconą pamięcią znajdują się złogi patologicznych białek. Zastanowiło go podobieństwo wyglądu tkanki u tych chorych z tą, którą obserwował u zmarłych z powodu zakażenia kiłą. Dziś wiemy o wielu infekcjach grożących demencją – może do niej doprowadzić mózgowa postać wirusa opryszczki, wirus kleszczowego zapalenia mózgu, HIV. A przecież niegdyś uważano ośrodkowy układ nerwowy za narząd niemal sterylny, niedostępny dla drobnoustrojów dzięki nieprzenikliwej barierze pomiędzy naczyniami krwionośnymi a tkanką nerwową. Okazało się jednak, że wirusy są chytre: wirus opryszczki zakaża rogówkę oka i przez nerw trójdzielny trafia do mózgu, HIV infekuje komórki odpornościowe krwi i niczym koń trojański przenosi się w nich do ośrodkowego układu nerwowego, pierwotniak Toxoplasma gondii wślizguje się do mózgu za pomocą komórek śródbłonka. Nie bez znaczenia jest też fakt, że wraz z wiekiem bariera krew–mózg staje się bardziej przepuszczalna, więc zarazki mają łatwiejszą drogę do pokonania, gdy ich gospodarz skończy 65 lat. Pomysł, by uznać je za głównych sprawców choroby Alzheimera (a beta-amyloid za obrońcę organizmu przed taką infekcją), wielu uczon
Pełną treść tego i wszystkich innych artykułów z POLITYKI oraz wydań specjalnych otrzymasz wykupując dostęp do Polityki Cyfrowej.