Jędrzej Winiecki
25 kwietnia 2017
Obywatele liczą ptaki
Ptasznięci
Widujesz wróble? Wiesz, gdzie gnieździ się szpak? Podziel się tą wiedzą, zostań współautorem europejskiego atlasu ptaków lęgowych i dołącz do ruchu nauki obywatelskiej.
Europejscy ornitolodzy od kilku sezonów – 2017 r. jest ostatni, kto chce dołączyć, musi się spieszyć – zbierają okruszki informacji, by narysować mapy ptaków lęgowych całej Europy. Mają jednak poważny problem. Nawet gdyby wszyscy zawodowi biolodzy Starego Kontynentu wyruszyli w teren i notowali, gdzie co się gnieździ, osiągnęliby efekt raczej mizerny. Ornitologów jest niewielu, Europa z Turcją i szmatem Rosji rozległa, a ptaków całkiem sporo.
Danych dostarcza więc przede wszystkim armia amatorów – wszyscy ci, którzy lubią patrzeć na ptaki, wiedzą, co widzą, umieją ocenić, czy ptak ma w pobliżu gniazdo, i jeszcze chcą się swoimi obserwacjami pro bono podzielić.
Europejscy ornitolodzy od kilku sezonów – 2017 r. jest ostatni, kto chce dołączyć, musi się spieszyć – zbierają okruszki informacji, by narysować mapy ptaków lęgowych całej Europy. Mają jednak poważny problem. Nawet gdyby wszyscy zawodowi biolodzy Starego Kontynentu wyruszyli w teren i notowali, gdzie co się gnieździ, osiągnęliby efekt raczej mizerny. Ornitologów jest niewielu, Europa z Turcją i szmatem Rosji rozległa, a ptaków całkiem sporo. Danych dostarcza więc przede wszystkim armia amatorów – wszyscy ci, którzy lubią patrzeć na ptaki, wiedzą, co widzą, umieją ocenić, czy ptak ma w pobliżu gniazdo, i jeszcze chcą się swoimi obserwacjami pro bono podzielić. To nie jest wcale takie trudne: bocian z pisklętami na gnieździe jest pełnowartościową obserwacją. Można ją wprowadzić do systemu atlasu przez stronę internetową www.ornitho.pl i aplikację na telefony NaturaList. Żeby morze podobnie przypadkowych spotkań z obszaru od portugalskiej Lizbony po rosyjski Perm i turecki Kars przełożyło się na atlasowe mapy, profesjonaliści przepuszczą je przez swoje modele statystyczne. Bo współcześni ornitolodzy częściej śledzą wykresy na ekranach komputerów niż ptaki przez lornetkę. W komputerach zamalowują białe plamy i tak prawdopodobnie postąpią z ukraińskim Donbasem. W szeregach armii ukraińskiej i wśród prorosyjskich separatystów nie ma zbyt wielu ptasiarzy raportujących obserwacje, mieszkańcy terenów ogarniętych niekończącą się wojną mają inne, znacznie poważniejsze zmartwienia, przez co najdalszy wschód Ukrainy stał się najsłabiej rozpoznanym ornitologicznie zakamarkiem Europy. Redaktorzy atlasu spróbują więc połączyć – to akurat świetnie wiadomo, choćby ze zdjęć satelitarnych – znajomość ukształtowania terenu Donbasu, porastających go roślin, charakter panującego tam klimatu z doniesieniami o ptakach z innych, podobnych miejsc. Co powinno wystarczyć, by przewidzieć, jakie ptaki gnieżdżą się pod Donieckiem i w tych wszystkich rejonach, skąd napłynie niewielka liczba obserwacji. – Wchodzimy w nową epokę – mówi dr hab. Przemysław Chylarecki z Muzeum i Instytutu Zoologii PAN, specjalista od ptasiej statystyki. – Miliony obserwacji pozwalają rysować np. codzienny postęp przylotu małych pospolitych ptaków. Dla Polski każdy może sobie wygenerować takie mapy na ornitho.pl, a dla Europy na eurobirdportal.org. Dzięki wsparciu amatorów, przez ornitho.pl przekazywać można także obserwacje ptaków nielęgowych, zawodowcy starają się z większą precyzją odpowiadać na fundamentalne pytania sprowokowane przez opierzone towarzystwo: jak zmienia się liczebność ptaków w czasie i przestrzeni, czy mamy do czynienia z jakimś wyjątkowym rokiem, np. czy jaskółek jest więcej czy mniej niż w latach poprzednich, czy rzeczywiście znikają wróble itd. Wysoko wykwalifikowani niezawodowcy Z jakiegoś powodu amatorzy od ptaków chętnie dają się naukowcom wykorzystywać. Współpracują z nimi za darmo, choć wcześniej poświęcili niemało, by nauczyć się rozpoznawać zwierzęta, zdobyć doświadczenie, podeprzeć je wiadomościami z nierzadko trudno dostępnych książek, objuczają się sprzętem wartym tysiące. Ta paradoksalna sytuacja jest zwana citizen science, nauką obywatelską. Niektórzy z amatorów – wielu z nich to wysoko wykwalifikowani niezawodowcy – zupełnie dobrowolnie przyłączają się do bardziej systematycznych akcji. – Amatorzy umożliwiają zbieranie danych na skalę krajów i kontynentów, co w przypadku klasycznych projektów naukowych jest niemożliwe. Masowość sprawia, że projekty z wykorzystaniem wolontariuszy są absolutnie wyjątkowe i tylko z ich udziałem możliwe – mówi Przemysław Chylarecki. W Polsce ok. 350 osób uczestniczy w MPPL, Monitoringu Pospolitych Ptaków Lęgowych; w wiosenne poranki odwiedzą setki losowo wybranych kwadratów o powierzchni 1 km, będą notować liczbę widzianych ptaków. Zmokną i zmarzną (chodzenie np. po polu mokrego od rosy rzepaku nie należy do szczególnie wyrafinowanych przyjemności), potną je komary, a mimo to rok w rok dostarczają naukowcom informacji o zmianach liczebności przeszło 180 gatunków wyprowadzających lęgi. Ta wiedza jest o tyle interesująca i cenna, że dynamika ptasich populacji wskazuje na tempo i kierunek zmian środowiska, w którym żyjemy. Dane z MPPL i wielu innych podobnych monitoringów, prowadzonych przez naukowców m.in. na zamówienie Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska, od obserwacji dzięciołów po ptaki wodne, i też wykonywanych siłami niezawodowców, również zostaną zassane na potrzeby atlasu europejskiego. Założenie, że zawsze znajdą się wolontariusze chętni do poświęceń, bierze się z długoletniej praktyki, nawet w PRL działały prężne sieci obserwatorów skupione wokół centrów akademickich, zazwyczaj wydziałów biologii uniwersytetów. Zwieńczeniem ich działalności były monografie o ptakach regionów. – Citizen science musi być nieobciążająca dla niezawodowca i nie może go nużyć – mówi Przemysław Chylarecki i dodaje: – W MPPL są raptem dwie kontrole w ciągu roku. My, uczeni, moglibyśmy domagać się lepszych danych, ale gdybyśmy zażyczyli sobie np. pięciu kontroli, to szybko zarżnęlibyśmy program. Poważne wyrzeczenia nie przeszkadzają przyjeżdżającym do punktów obrączkowania ptaków. To zazwyczaj kilka namiotów, obok nich rozstawia się sieci lub pułapki, w które wpadają ptaki. Odłowiony delikwent trafia w ręce obrączkarzy, którzy oznaczają gatunek, płeć i wiek złapanego, zakładają mu obrączkę, mierzą, ważą i po chwili wypuszczają. W kraju podobnych punktów funkcjonuje około dziesięciu, te najbardziej znane i o najdłuższej tradycji są prowadzone przez Stację Badania Wędrówek Ptaków Uniwersytetu Gdańskiego w ramach tzw. Akcji Bałtyckiej. Ewolucja na gorącym uczynku – Akcja to działający od 1960 r. program wszechstronnie badający ptaki wędrowne – objaśnia dr Jarosław K. Nowakowski, koordynator AB. – Od ponad pół wieku mierzymy każdego schwytanego ptaka, mamy najdłuższą serię danych tego typu na świecie. Dzięki temu widzimy, jak zmienia się m.in. kształt skrzydła ptaków, które dostosowują się tak do ocieplenia klimatu. Łapiemy ewolucję na gorącym uczynku. Akcja działa pod hasłem „ptaki najbliżej, jak można” i żyje z pracy wolontariuszy. Na ich barkach spoczywa prowadzenie obozów rozbitych na Półwyspie Helskim, na Mierzei Wiślanej i mierzei jeziora Bukowo niedaleko Koszalina. Ochotnicy, którzy zdali odpowiedni egzamin (w Stacji Ornitologicznej PAN), obrączkują, czyli sami zbierają materiał naukowy. Reszta załogi wyjmuje ptaki z sieci (w rekordowe dni wpada nawet kilka tysięcy) i wykonuje, jak to na biwaku, wszelkie prace obozowe. Przy czym biwaki te organizowane są wiosną – od marca do maja i jesienią – od sierpnia do listopada, czyli zdarza się, że namioty przykrywa szron i śnieg. Kiedyś warunki były spartańskie, po pół wieku jest już prąd, ogrzewanie w głównym namiocie, toi-toi i prysznice w sąsiednich ośrodkach wczasowych. – Akcja miewała lepsze i gorsze okresy, ale chętni pojawiali się także w czasach, gdy przed zjedzeniem jedną konserwę oglądało się z czterech stron – mówi Jarosław Nowakowski. Dr Nowakowski na potwierdzenie, że ornitologia to głównie liczby, przytacza akcyjne statystyki. W latach 2002–15 zarejestrowano 1191 osób, niektórzy wolontariusze pojawiali się kilkukrotnie, większość spędziła na Akcji co roku od dwóch tygodni do miesiąca. Rekordziści odsiedzieli na AB w sumie ponad 200 dni. Ochotnicy miewają związki z biologią, np. są studentami kierunków przyrodniczy
Pełną treść tego i wszystkich innych artykułów z POLITYKI oraz wydań specjalnych otrzymasz wykupując dostęp do Polityki Cyfrowej.