Nadano im wiele przydomków, by wymienić tylko – za Vilayanurem Ramachandranem z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego – „neurony, które ukształtowały cywilizację”. Z kolei w ich wadliwym działaniu dopatrywano się przyczyn m.in.: autyzmu, schizofrenii, psychopatii, uzależnienia od papierosów i otyłości. Niektórzy popularyzatorzy nauki poszli jeszcze dalej, spekulując, że ewolucja neuronów lustrzanych umożliwi kiedyś telepatię, a teoretycy tzw. neurodydaktyki – także rodzimi, m.in. Marzena Żylińska – twierdzą, że trening neuronów lustrzanych może polepszyć osiągnięcia edukacyjne uczniów. W ten sposób owe specyficzne komórki nerwowe przedostały się ze specjalistycznych czasopism naukowych do szerokiego obiegu, gdzie zaczęły żyć własnym życiem.
Ale znalazły się również „na celowniku” sceptyków. Nieformalnym przywódcą opozycji wobec tej naukowej mody został Gregory Hickok, profesor nauk kognitywnych na Uniwersytecie Kalifornijskim w Irvine, który w 2009 r. na łamach czasopisma „Journal of Cognitive Neuroscience” zakwestionował kluczowe funkcje przypisywane tym komórkom, a niedawno opublikował książkę pod wymownym tytułem: „Mit neuronów lustrzanych” (wydaną również po polsku w 2016 r.).
Wielka kariera neuronów lustrzanych zaczęła się 25 lat temu za sprawą publikacji, która ukazała się w specjalistycznym periodyku „Experimental Brain Research”. Jej autorami byli włoscy neuronaukowcy z uniwersytetu w Parmie, kierowani przez Giacomo Rizzolattiego, którzy zainteresowali się mózgowymi podstawami kontroli ruchów u małp, a konkretnie makaków (Macaca nemestrina).
Wykorzystując precyzyjną metodę rejestracji aktywności pojedynczych komórek nerwowych za pomocą wszczepionych bezpośrednio do tkanki mózgowej mikroelektrod, śledzili aktywność neuronów obszaru F5 brzusznej kory przedmotorycznej, kodujących m.