Znaleziona w lipcu koło Salechardu na Syberii 35-letnia kobieta żyła 900 lat temu. Musiała cieszyć się szacunkiem, bo pochowano ją na cmentarzysku w Zelenym Jarze wśród samych mężczyzn i tak jak oni została owinięta w kokon z kory brzozowej, skór i pasów miedzianej blachy. W wiecznej zmarzlinie nastąpiła naturalna mumifikacja, a miedziana maska sprawiła, że do dziś widać jej regularne rysy, ładne zęby, długie rzęsy i gęste włosy. Archeolodzy liczą, że analiza DNA kości i badanie włosów kobiety więcej powiedzą o jej pochodzeniu, przyczynie śmierci i ostatnich tygodniach życia.
Dzielenie na czworo
Zazwyczaj taką obdukcję zaczyna się od oceny kształtu fryzury i badania włosów na obecność pasożytów (wszy były zmorą ludzi w przeszłości, a gnidy znajdowane są nawet we włosach najzamożniejszych Egipcjan). Potem włosy – wytwór ludzkiego naskórka zbudowany z białka o nazwie keratyna – trafiają pod mikroskop. Analiza pierwiastkowa wykrywa niedobory lub nadmiar mikroelementów i metali, to pozwala ustalić, jak dana osoba się odżywiała, ale też czym się zajmowała. Badając kolejne odcinki włosa, można powiedzieć, jak długo przed śmiercią zmarły nadużywał alkoholu albo przyjmował rtęć czy arszenik, którymi swego czasu leczono m.in. kiłę i robaczycę.
Po śmierci zmarłej nagle w 1450 r. pięknej Agnés Sorel krążyły plotki, że została otruta. Badacze sprawdzili to, badając jasne włosy faworyty francuskiego króla Karola VII. Okazało się, że w środkowej części mają spore ilości rtęci, którą zapewne leczono ją na robaczycę. Ilość metalu w korzeniach włosów była jednak tak ogromna, że trudno ją uznać za dawkę terapeutyczną, co oznacza, że kochanka króla zmarła na skutek zatrucia rtęcią. Czy ktoś jej ją podał, czy sama ją zażyła, pozostanie jednak tajemnicą.