Perspektywa życia zmienia się w ciągu minuty. Miesiące, a czasem lata zabiera powrót do realizacji marzeń. Jak u Katarzyny Siewruk. Niedawno skończyła 29 lat. Kiedyś nie potykała się tak często. Nie koślawiła nóg, żeby stabilniej się na nich utrzymać. Nie musiała chwytać się poręczy. – Wczoraj z kolegą wpakowaliśmy się na schody, z których nie wiedziałam, jak zejść – opowiada. Ostatni atak padaczki zdarzył się w niedzielę 28 stycznia, gdy akurat odwiedzała zaprzyjaźnione studentki. Najpierw one próbowały wezwać karetkę. Ale dyspozytorka sądziła, że skoro to akademik, pewnie dziewczyna za dużo wypiła. Podziałała dopiero informacja, że Katarzyna jest po dwóch udarach.
Anna Skwira doznała pierwszego udaru mózgu po trzecim roku studiów. Kontuzja kręgosłupa przekreśliła wcześniej karierę w tańcu towarzyskim, teraz na prawie dwa lata musiała przerwać medycynę. – Było ze mną naprawdę źle – opowiada. Incydent przytrafił się w Turcji. – Wyszłam z morza i nagle zrobiło mi się gorąco. Nie mogłam się skupić, czułam, jak wolno zbieram myśli. Zdrętwiała prawa ręka i noga, przed oczami pojawiły się mroczki, a gdy doszłam do leżaka, nie potrafiłam już nic z sensem powiedzieć prócz „coś się dzieje, coś się dzieje”.
W Polsce panuje przekonanie, że udary to problem seniorów. „Choroby naczyń mózgowych są jedną z najczęstszych przyczyn śmierci i niesprawności po 50. roku życia. Najczęstszym czynnikiem ryzyka udaru jest wiek” – tego typu informacje mają uwrażliwić nasze starzejące się społeczeństwo na nadchodzące udarowe tsunami (już nie 70 tys. jak w minionej dekadzie, lecz ponad 80 tys. przypadków rocznie). Zatem młodzi nie biorą tego do siebie. Przecież jeszcze co najmniej połowa życia przed nimi, żeby zacząć się bać.