Półnadzy i półżywi niewolnicy, których smaga batem po plecach ubrany w perukę i fartuszek zarządca egipski, ciągną po rampie kilkutonowy blok na piramidę dla faraona. Ten zaś, aby zdobyć szacunek poddanych i zrobić wrażenie na wrogach, uprawia propagandę, każąc malować na ścianach świątyń portrety i fałszywe sceny zwycięstwa. Jego towarzyszką jest piękna księżniczka, której twarz ma rysy Nefertiti i Elizabeth Taylor. Po śmierci ich mumie składane są w piramidzie obłożonej klątwą, ale dzięki magii w każdej chwili mogą ożyć, by nam zagrażać. Taka wizja cywilizacji znad Nilu dominuje, bo z prawdziwych elementów – piramid, mumii, faraonów i hieroglifów – powstaje układanka oparta na fałszywych przesłankach i fantastycznych interpretacjach.
Bez niewolników
Walka z wizją niewolników jak na razie skazana jest na porażkę, bo stanowią podstawę wciąż umieszczanego w podręcznikach historii diagramu przedstawiającego społeczeństwo starożytnego Egiptu, który ma kształt piramidy. Według dr. Andrzeja Ćwieka z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu to kuszące, by akurat tę cywilizację wpisać w tę figurę, ale bardziej pasuje raczej klepsydra. – Na górze byli bogowie, niżej ubóstwiony faraon będący zwornikiem między nimi a ludźmi, pod nim mieścili się stanowiący 1 proc. społeczeństwa umiejący pisać dostojnicy, a resztę stanowił lud, w większości składający się z chłopów. Niewolników niemal nie było.
Wyobrażenie o niewolnictwie to kalka antyczna. Podczas gdy Grecja i Rzym swój kulturalny i gospodarczy rozwój w dużej mierze zawdzięczają ludziom będącym czyjąś własnością, nad Nilem było inaczej. Wzięci w niewolę jeńcy wojenni, zatrudniani przy robotach publicznych albo służący w domach, szybko się asymilowali, a nawet robili kariery.